środa, 24 października 2012

Uwaga ;)

Witajcie :) serdecznie przepraszam ale muszę zawiesić bloga z powodu mojego wyjazdu. Rozdziału można się spodziewać nie wcześniej niż sama nie wiem kiedy  :) za wszelkie utrudnienia PRZEPRASZAM.

Pozdrawiam xx

niedziela, 21 października 2012

Chapter 4 " Widzę, że lubisz porażki, Kolego."


Rano obudziło mnie delikatne skwierczenie tłuszczu i zapach moich ulubionych naleśników. Szybko wyskoczyłam z łóżka. W piżamie i z jednym kapciem w dłoni a drugim na stopie zbiegłam co sił w nogach po schodach i wpadałam do kuchni gdzie zamiast Ann zastałam Lex. Zaskoczyło mnie to. Ale gdy tylko zobaczyłam dziewczynę, która kierowała się w moją stronę z dwoma talerzami pełnymi naleśników od razu zapomniałam o wszystkim co działo się wokół mnie. Równie dobrze, stado bawołów mogło przebiec przez moją kuchnie i nie zorientowałabym się o tym. Oczywiście o ile nie wbiegłyby w Al.
- Vic! Czy ty mnie słuchasz?! –krzyknęła wyraźnie zirytowana dziewczyna
-Co? Przepraszam zamyśliłam się- odpowiedziałam robiąc oczy kota ze Shreka.
- Yhym. Zamyśliłaś się… no dobra. Ale wracając do tematu weź sos klonowy i możesz też wyciągnąć jakieś owoce z lodówki. Ja w tym czasie idę do salonu z naleśnikami, – tu spojrzała na talerze -  załączam jakiś film i cały dzień spędzamy leniuchując w pokoju.
- Zaskakujące jak szybko wyleczyłaś się z kaca. – uśmiechnęłam się zadziornie
- Kto Ci takich głupot naopowiadał. Ja po prostu mam dobry humorek. I wypiłam już dwie aspiryny – obie zaśmiałyśmy się
- No to załączaj Shreka i nie marudź
- Że co? Oglądałyśmy go już ostatnim razem, i jeszcze poprzednim i jeśli dobrze pamiętam to 30 ostatnich razy też oglądałyśmy Shreka! – powiedziała oburzona
-No proooooooooooosze cię . Wiesz, że to moja ulubiona bajka… no weź.
- Okej. Ale to już ostatni raz kiedy Ci ulegam .- odparła zrezygnowana
- Kocham Cię  - uśmiechnęłam się tryumfalnie i skierowałam się w stronę lodówki skąd wyciągnęłam truskawki, banany, kiwi, jabłka, sok pomarańczowy i sos klonowy. Złapałam jeszcze jakąś miskę, do której wrzuciłam owoce i wzięłam jeszcze 2 szklanki na sok oraz sztućce. Czym prędzej pobiegłam do salonu. Lex akurat załączyła film gdy usłyszałam dźwięk dzwonka mojego telefonu. Pobiegłam szybko do pokoju krzycząc do Alex żeby zastopowała film. Wbiegłam do pokoju i spojrzałam na telefon, który ciągle wibrował. Na wyświetlaczu pojawił się numer, którego nie znam.
-Halo
-Em. Cześć tu Niall. Co dzisiaj robicie?
-Oooo. Siemka. Dzisiaj leniuchujemy… może wpadniecie?
-Już myślałem, że nie zapytasz – usłyszałam śmiech w telefonie
- No to zbierajcie dupy i wpadajcie do nas. – powiedziałam uśmiechając się do siebie
- Postaramy się być najszybciej jak się da, czyli będziemy za ok. 1,5 godziny – zaśmiałam się cicho
-Okej. No to czekamy. Aaa i jeszcze bym zapomniała. Proszę żeby wszyscy byli trzeźwi. Bo nie chcę już słuchać więcej jęków – blondyn zaśmiał się donośnie
- no spoko . Ej Vic…
- No.
- Przepraszam, że musiałaś widzieć nas wczoraj w takim stanie. – powiedział delikatnie zakłopotany
- Spoko. Bywało gorzej. Okej. Już nie marnujmy czasu. Zbierajcie się i przyjeżdżajcie.
-No to paa. Do zobaczenia.
-Pa. Pozdrów wszystkich. – rozłączyłam się. Od razu zapisałam sobie numer do Niallera.
Zeszłam na dół i poinformowałam Al, że chłopaki dziś przychodzą gdy nagle zerwała się na równe nogi i pobiegła do pokoju. Jak mniemam przebrać się. Stwierdziłam, że ja nie będę gorsza i również poszłam się ubrać. Założyłam luźne dresy, T-shirt i bluzę. Oczy delikatnie maznęłam tuszem i na tym zakończyło się moje strojenie. Ale gdy weszłam do pokoju Alex zastałam ją w bieliźnie podczas gdy rozmyślała nad ubraniem. Kazałam jej ubrać jej ulubiony T-shirt z Batmana, niebieskie rurki i żółtą bluzę pasującą do nadruku na koszulce. Ubrała się i też delikatnie przejechała tuszem po rzęsach. Zeszłyśmy na dół i w końcu mogłyśmy zacząć jeść. Obie strasznie wczułyśmy się w film, że nawet nie zauważyłyśmy kiedy chłopaki wbiegli do domu krzycząc na nas, że nie poczekałyśmy na nich z filmem.
A gdy jeszcze dowiedzieli się, że tym filmem był Shrek bardzo się zezłościli i uparli się, że musimy obejrzeć go od nowa. Mi się to nawet podobało, ale jak spojrzałam na minę Lex to wybuchłam śmiechem co spowodowało, że wszystkie oczy skierowały się w moją stronę. Po chwili Alex zaczęła się śmiać razem ze mną co już totalnie zdezorientowało chłopaków, którzy postanowili sami obsłużyć sprzęt i załączyć film. Al przez cały  seans boczyła się na wszystkich co od czasu do czasu powodowało u mnie niekontrolowany wybuch śmiechu. Gdy film dobiegł końca obie równocześnie odetchnęłyśmy co spowodowało salwy śmiechu ze strony chłopaków, my udając obrażone poszłyśmy do mojego pokoju i zamknęłyśmy drzwi przybijając piątkę.
-Myślisz, że skapną się, że tylko udajemy – zapytała nagle
-Wydaje mi się, że nie. Jesteśmy zbyt zajebiste – powiedziałam przykładając ucho do drzwi i usłyszałam, że po drugiej stronie ktoś robi to samo. Przyłożyłam palec do ust i obróciłam się w stronę Lex.
-Siemka! Czemu czatujecie pod pokojem mojej siostry – usłyszałam Mika i cicho zachichotałam
-Ej. Zepsujesz nam plan. – powiedział z wyrzutem Louis, który najwidoczniej siedział pod drzwiami bo mówiąc równocześnie wstał.
-A co obraziły się na was? – zapytał radośnie Mike
- No chyba tak bo weszły tam i się do nas nie odzywają – powiedział Zayn
- E tam nie przejmujcie się bo tylko udają. Przejdzie im . Idziecie zagrać w fifę 13?
- No jasne – powiedział rozochocony Harry. Odezwał się pierwszy raz odkąd przyszli – ale muszę Cię ostrzec, że nikt nie potrafi mnie pokonać.- powiedział dumnie
- O widzę, że w końcu pojawił się przeciwnik dla mnie. – zaśmiał się Mike.
Usłyszałam jak wszyscy zbiegają po schodach.
- Ej co robimy?
-Chodź na dół. Pośmiejemy się z nich a potem ty pokonasz ich w fifę i będzie supcio – zaśmiała się Al  -Przekonałaś mnie.

-Siema cieniasie. –spojrzałam na Mika- Widzę, że gracie w fifę i nawet mnie nie zawołacie. – uśmiechnęłam się zadziornie – boicie się, że przegracie z dziewczyną czy co?
- Hahahaha. –zaśmiał się Harry i odwrócił się w moją stronę, co Mike bezlitośnie wykorzystał i strzelił mu bramkę zakańczając pojedynek. – Ej. To  nie fair. Rozmawiałem z Vicktorią. –powiedział oburzony- Żądam rewanżu!
-Okej, ale w rewanżu zamiast Mika gram ja. Chyba się nie boisz Harry?
-Zgoda.
-No to zgoda. – Mike podał mi pada kręcąc głową.
-Nawet nie wiesz w co się wkopałeś bracie! – powiedział gdy gra się zaczęła. Ustawiliśmy grę na czas a nie na ilość bramek . Gdy trafiłam pierwszego gola Hary powiedział, że dał mi fory i teraz zaczyna prawdziwą grę co szczerze mówiąc rozbawiło nie bo on pocił się jak szalony i wymachiwał padem we wszystkie strony jednak na nic mu się to nie zdało. Postanowiłam dać mu fory i pozwolić mu strzelić bramkę. Przestałam cokolwiek wciskać. Z gardła Harrego wydobył się krzyk radości.
-Tak to jest jak gra się z dziewczyną. Bardzo łatwo ją opykać. – uśmiechnął się dumnie, co wyprowadziło mnie z równowagi.
-Uważaj chłopcze, bo to nie była moja gra. – chwyciłam pada i zaczęłam się bawić. Strzeliłam Harremu 3 gole podczas gdy on nie potrafił przejąć piłki, gdy strzeliłam mu kolejnego gola jego mina była bezcenna. Czas dobiegł końca a ostateczny wynik to 5-1 dla mnie.
-To jest właśnie moja mściwa siostrzyczka, ona na początku dawała Ci ogromne fory Harry. Oj ale wkurzyłeś ją tym teksem o dziewczynach. Widzieliście jaką kontrę od razu przeprowadziła. Dawno nie widziałem żeby się na kogoś tak uwzięła. Jak gra ze mną to zawsze daje mi fory. Łał. Pokazałaś klasę siostra . Piona – wyciągnął rękę w moją stronę na co odpowiedziałam mu tym samym gestem.
- Świetnie grałeś, ale na przyszłość unikaj głupich komentarzy o przeciwnikach gdy nie znasz ich mocy. – uśmiechnęłam się w stronę Harrego
- Postaram się zapamiętać. A… gratuluję wygranej i przepraszam za ten głupi tekst o dziewczynach. Co w ogóle mi przyszło do głowy. – walnął fejspalma i odwzajemnił uśmiech.
- No dobra już sobie tak nie słódźcie. Teraz moja kolej. Chodź tu Vic. Muszę Cię pokonać – uśmiechnął się wyzywająco Louis.
-Hahaha. Widzę, że lubisz porażki, Kolego. – usiadłam na kanapie łapiąc szybko pada w dłonie. Wszyscy trzymali kciuki za Louisa jednak nie oddało mu się wygrać. Cały dzień minął nam na rozgrywkach fify. Naprawdę zajebisty dzień - jak każdy spędzony z tymi wariatami. Chłopaki pojechali do domu ok. 23 bo mecz między Louisem a Mikiem nie mógł dobiec końca. Aż w pewnym momencie Harry zdenerwował się i odłączył wtyczkę od gniazdka po czym telewizor zgasł. Louis jeszcze przez dobre 15 minut marudził, że mecz mógł zakończyć się na jego korzyść i mówił coś jeszcze, że przyjedzie tu jutro żeby rozstrzygnąć spór. Na pożegnanie pocałowałam wszystkich w policzek, ale gdy podeszłam do Harrego poczułam dziwne uczucie. Bardzo przyjemne, którego nie doświadczyłam jeszcze nigdy w całym swoim życiu. Dałam mu buziaka w policzek po czym 1D opuściło mój dom. Machałam im aż ich auto nie zniknęło za zakrętem.  To był fantastyczny dzień. Właśnie z taką myślą zasnęłam.

sobota, 20 października 2012

Chapter 3 - "co ty do cholery robiłaś Vic?"


Idziemy przez plażę tylko ja i on. W oddali widać płatki róż porozrzucanych na piasku oraz koc. Nagle wskakuję na Harrego i biegniemy w stronę koca z jedzeniem. Hary biegnie bardzo szybko, po czym przewraca się na piasek. Oboje wybuchamy gromkim śmiechem . On przyciąga mnie do siebie. Zbliża swoje lekko różowe usta do moich. Nagle słyszę natarczywy dzwonek do drzwi i uświadamiam sobie, że miałam sen z Hazzą w roli głównej. Cisza. Drzwi do mojego pokoju otwierają się 6 wariatów rzuca się na moje łóżka. Pewnie mieli nadzieje, że mnie obudzą. Niestety tylko mnie zgnietli.
-Aaaaaaaaa!!!!!!!! Złaźcie ze mnie wariaci! – zaczęłam krzyczeć jak jakaś nienormalna – nie mogę oddychać. – po chwili został już tylko Harry. Przed oczami miałam scenę ze snu. Marzyłam żeby się spełniła, ale nie mogłam po sobie pokazać, że jestem łatwa. – Ej. Harry… czy mógłbyś ze mnie łaskawie zejść?
- Muszę to przemyśleć…. No więc… NIEEEE- zaczął mnie gilgotać. Ja złapałam za poduszkę i zaczęłam go bić nią po głowie. 5 pozostałych nie mogła wytrzymać ze śmiechu. Niall zwijał się ze śmiechu a Louis dla dodatkowej zabawy zaczął to wszystko komentować. Nagle poduszka pękła. Wszyscy – i wszystko- byliśmy w pierzu. Harry jak na złość zaczął dodatkowo jeszcze czochrać moje włosy, przez co pióra powplątywały się na dobre. Nie miałam innego wyjścia. Musiałam iść do fryzjera. Hazza wziął na siebie całą winę związaną z moimi włosami i postanowił zafundować mi wizytę w salonie fryzjerskim. Poszliśmy do mojego ulubionego studia, gdzie obcinał mój zaprzyjaźniony fryzjer – Andy. Gdy tylko mnie zobaczył najpierw krzyknął a potem wyprosił panią, która była następna w kolejce i posadził mnie na fotelu zadając zasadnicze pytanie – „co ty do cholery robiłaś Vic?”. Ja tylko zaśmiałam się i spojrzałam na Harrego. Andy spiorunował go spojrzeniem i pierwsze co przyszło mi na myśl „gdyby spojrzenia mogły zabijać” . Zaśmiałam się po cichutku z tego co wymyśliłam. Nie uszło to uwadze chłopaków i niemal równocześnie spytali
-Vic? Wszystko okej?- znów się zaśmiałam i nie odpowiedziałam na pytanie.
Po około 15 minutach Andy zaczął ignorować Harrego i jak zwykle rozpoczął konwersację
- No tak. Czemu dziś milczysz jak zaklęta? Poopowiadaj mi ploteczki z życia rodziców? Może coś nowego w hotelach? Jakaś aferka? – widziałam, że Harrego ewidentnie zaczął interesować temat mojej rodziny więc stwierdziłam, że czemu nie… opowiem co nieco.
- Ach. Przepraszam cię kochany ale zamyśliłam się.
-Zamyśliła się… pięknie – żachnął się fryzjer
- Och no. Już już –wystawiłam mu język na co on teatralnie przewrócił oczami  - Nic mi nie wiadomo o żadnej aferce, ale w biurze jak zwykle mają dużo roboty bo rodzice nie przyjechali do mnie do szpitala tylko przysłali mi tableta z dopiskiem, że przepraszają i że jest im strasznie przykro ale mają duży natłok pracy więc nie mogą przyjechać. Matka nawet parę razy do mnie dzwoniła, że nie rozumie mojego zachowania. I to chyba tyle z nowości.
- Wytłumaczyłaś jej o co chodziło?
- A po co? I tak by nie zrozumiała. Co ona o mnie wie? Nie zdziwiło by mnie to gdyby mnie nie poznała po przyjeździe do domu.
- Nie mów tak. Rodzice was kochają i Ciebie i Mika. Pamiętaj o tym. To, że nie zawsze mogą z wami być to o niczym nie świadczy.
- Czy ty słyszysz co mówisz. Oni to czasami nie mają czasu żeby na święta przyjeżdżać. Nie broń ich bo to wcale nie polepsza sytuacji – nikt się więcej nie odezwał oprócz Andyego gdy mówił, że właśnie skończył i że zabieg był na koszt firmy. Przy wyjściu podziękowałam mu i przytuliłam go na pożegnanie. Harry był wyraźnie zmieszany. Nie wiedział co powiedzieć. Dlatego też milczeliśmy aż do powrotu do domu. Przy wyjściu powiedziałam tylko
-Przepraszam Cię. Nie chciałam żebyś był świadkiem tej kłótni. Jakbym mogła cię prosić to zostaw to dla siebie. Okej?
- Jasne. Nie ma sprawy – uśmiechnął się ciepło. Odwzajemniłam uśmiech po czym wysiadłam z auta. Wyszliśmy do domu i to co zobaczyłam zbiło mnie z tropu. Louis i Zayn śpiewali coś o tym, że chcą zostać smerfami. Lex i Niall całowali się. Mike i Liam siedzieli przed telewizorem popijając herbatkę i ignorując to co działo się wokół nich. W całym domu panował ogromny bałagan. Chyba jeszcze nigdy takiego nie było w tym domu. Ann gdy tylko nas zobaczyła krzyknęła
-Dzięki Bogu! Vic ogarnij tą hałastrę! Bo Mike jakoś nie pali się do pomocy. Błagam Cię!- wyglądała jakby miała się popłakać. Harry ciągle się nie odzywał. Chyba naprawdę zaskoczyła go ta sytuacja.
-HEJ! OGARNIJCIE SIĘ DEBILE!!!!! Lex chodź tu! Niall ty zostań i pozbieraj te chrupki! Zayn zdejmij z głowy ten wazon! Louis zostaw ten fortepian!- wszyscy byli widocznie zniesmaczeni moimi prośbami. Al. Nie potrafiła utrzymać się na nogach. Nagle poczułam jak jakaś zaczarowana lampeczka zaświeca się nad moją głową. No tak. Oni się po prostu się schlali! Wszyscy jak jeden. Tego już było dla mnie za wiele. Jedną z zalet pijaństwa Alex jest to, że łatwo ją podpuścić.
-Alex. Założę się, że ty, Louis, Zayn i Niall nie jesteście w stanie posprzątać całego domu w ciągu 2 godzin.- powiedziałam z szyderczym uśmiechem
-Oj Vicky, Vicky. Znamy się od tak dawna a ty ciągle mnie nie znasz. Mogę się założyć o 20 dolców, że damy radę.- powiedziała niezwykle dumna z siebie Lex
-Przyjmuję wyzwanie- podałam rękę dziewczynie –Harry przetnij. – chłopak wreszcie się poruszył, po przecięciu zakładu dziewczyna rzuciła się w stronę salonu krzycząc przy tym na chłopaków żeby jej pomogli. Jeszcze nigdy nie widziałam jej żeby się w coś tak wczuła. Chłopaki pomagali jej jak potrafili chodź było to ciężkie bo ciągle w coś wpadali albo jak już coś ułożyli to za chwilkę ktoś inny to przewrócił. W sumie to było to bardzo zabawne. Po ok 2 godzinach dom lśnił. Dosłownie bo Louis uparł się, że musi wypolerować moje instrumenty tj. fortepian, gitarę, skrzypce, perkusję, keyboard i klarnet – tak tak wiem, jak to możliwe… a co innego miałam do roboty w pustym domu? Wracając do tematu Alex wygrała zakład i musiałam dać jej obiecane 20 dolców. Bardzo ucieszyła się faktem wygranej. Około 21 Harry i Liam stwierdzili, że będą się zbierać. Pomogłam im odprowadzić chłopaków do auta. Gdy już pojechali „zawlokłam” Lex do pokoju i położyłam do łóżka. Z Mikiem nie miałam problemu bo już wcześniej stwierdził, że chce mu się spać i poszedł do pokoju. Wchodząc do pokoju odsapnęłam i cieszyłam się, że dzień dobiegł już końca. Jedyne o czym marzyłam tego wieczora to długa, relaksująca kąpiel i spokojny sen. Wzięłam z pokoju tylko piżamę i pomaszerowałam w stronę łazienki. Napuściłam ciepłą wodę do wanny, dolałam swój ulubiony płyn do kąpieli –biała czekolada – i zanurzyłam się w przyjemności. Leżąc w wannie zaczęłam rozważać to co wydarzyło się w dniu dzisiejszym. Po pierwsze byłam cholernie dumna z Mika, że nie pił alkoholu. Po drugie zaskoczyło mnie zachowanie Harrego, mówił coś tylko wtedy gdy zmuszała go do tego sytuacja i najczęściej było to ‘mhm’, ‘aha’, ‘ dokładnie’ albo ‘masz rację’. Miałam wrażenie, że tylko ciałem był z nami w domu a duszą i myślami w jakimś odległym miejscu. Parę razy nawet zarumienił się gdy zobaczył, że go obserwuję. Ewidentnie unikał rozmowy i kontaktu wzrokowego co zbiło mnie z pantałyku. Odnoszę wrażenie, że ma to związek z dzisiejszą rozmową, której był świadkiem. Spędziłam tak 0,5 godziny rozmyślając gdy zauważyłam, że woda w wannie jest już zimna. Szybko wyskoczyłam z wody. Wytarłam się i użyłam mojego ulubionego waniliowego balsamu. Ubrałam się w piżamkę w serduszka i poszłam do sypialni. Ubrania rzuciłam w nieładzie na krzesło a sama wskoczyłam do łóżka i sama nie wiem kiedy zasnęłam.
- Co jest grane – powiedziałam zaspana. Sądząc po tym jak ciemno jest na dworze musiał być środek nocy. Nade mną stała Lex z wielkim grymasem na twarzy.
- Vic. Wiesz jak ja cię kocham? – powiedziała robiąc słodką minkę.
- Nie wiesz gdzie jest aspiryna prawda? – niczym nie zaskoczona nie odpowiedziałam.
- Skąd wiedziałaś? – powiedziała wyraźnie zbita z tropu.
-Ach. No wiesz . Ta moja intuicja –uśmiechnęłam się i po cichutku zeszłam do kuchni. Wyjęłam z najwyższej półki lek. Następnie udałam się po szklankę, nalałam do niej wody i wrzuciłam lekarstwo. Gdy weszłam do pokoju Lex już spałą na moim łóżku. Tylko uśmiechnęłam się do siebie i za chwilkę do niej dołączyłam.
__________________________________________
Ym. no tak. Jest nowy rozdział jednak nie jestem z niego zbytnio dumna. Szczerze mówiąc nie wyszedł tak jak chciałam i pisałam go "na szybko" bo chciałam zdążyć z dodaniem go dziś. No nic . Zostawiam to waszej  ocenie.
No tak. Zapomniałabym całe opowiadanie będzie miało ok 10-15 rozdziałów i epilog. Nie zakończy się happy endem. Jak każde z moich opowiadań zresztą. No nic to.

Pozdrawiam

xoxo

niedziela, 14 października 2012

Chapter 2 - " CO TY KURWA ROBIŁEŚ W DAMSKIM KIBLU?"

O boszz. Już grubo po 12 a Lex jeszcze nie ma mimo, że miała być o 10. Gdzie ona jest? No kurwa. Te dziewczyny ze szpitala mnie do nerwicy doprowadzą. Już od 15 minut piszczą jakby ducha zobaczyły. Aż boję się wyjść i zobaczyć o co chodzi. Nagle drzwi się otwierają i gdy już miałam zacząć krzyczeć na Lex zobaczyłam ją i 5 chłopaków. Zamurowało mnie. Albo mi się wydaje albo Al płacze.
-Kim jesteście i czemu Alex płacze?- Wstałam z łóżka z rękami ułożonymi w pięści i zaczęłam iść z impetem w ich stronę
-Spokojnie! – tleniony blondynek próbuje uspokoić sytuację, mimo że widać w jego oczach strach- nie wiemy czemu ona płacze. Być może dlatego, że jesteśmy One Direction i jesteśmy super ciachami. A ‘propos zjadłbym ciastko.
-Wybaczcie mi moje zacofanie ale kim jesteście? One co? Nie kojarzę was. A tak wgl to co wy tu robicie? Hmm?
-No więc jesteśmy One DIRECTION – podkreślił chłopak w kraciastej koszuli- przyszliśmy tutaj Cię odwiedzić. Harry- tu wskazał na chłopaka w loczkach- nie mógł już wytrzymać żyjąc w niewiedzy co się z tobą dzieje i czy jeszcze żyjesz. Chciał się upewnić, że wykonał telefon w odpowiednim momencie.
-Że co? To ty!? To przez ciebie jeszcze żyję?
- Em. Chyba dzięki mnie? Nie masz za co dziękować.- tu uśmiechnął się nieziemsko i znów ujrzałam w nim anioła – mojego zielonookiego anioła.
- Taa. No spoko. Tylko jedno pytanie nurtuje mnie od tygodnia. CO TY KURWA ROBIŁEŚ W DAMSKIM KIBLU?
-yyy - tu zaczerwienił się- no bo tego. No. Bo ja. Em. Bo Louis. On. No. Jakby to. Em. Zakład. I ja. No. Nie miałem wyboru. OK?
-Co? Nic nie zrozumiałam. Czy ktoś może mi wytłumaczyć co on do mnie powiedział?
- Okej no to może ja? W sumie to przeze mnie on tam musiał wejść. Przegrał zakład i musiał wejść do damskiej toalety i coś tam zrobić no ale nie ważne. – pasiasty chłopak odwrócił się do Harrego- Ej ej! A ty wiesz, że ty jeszcze nie wykonałeś do końca tego zadania- uśmiechnął się tryumfalnie.- Wiesz jakby co to tu też mają damskie toalety Harry.
- Chyba jednak wykonam zadanie przy innej okazji.- uśmiechnął się sztucznie
-Dobra. Nie chcę już tutaj dłużej siedzieć. Lex idziemy do mnie? –zapytałam
-No a my? – odezwał się mulat
-Eee? Może macie ochotę do mnie wpaść? – powiedziałam z udawanym uśmiechem, mając nadzieję, że odmówią wymigując się natłokiem zajęć
- Jasne. Akurat mamy dziś wolny dzień- powiedział chłopak w kraciastej koszuli. Cicho jękłam.
-W takim razie zapraszam. Alex chodźmy - ciągle stała jak wmurowana. Mało brakło a wybuchłabym śmiechem. Dlatego delikatnie szarpnęłam ją za rękę i wyszłyśmy z sali.
*Harry*
Dziewczyny cięgle o czymś szeptały i chichotały. Gdy doszliśmy do naszego auta posadziliśmy Vicky obok Louisa żeby pokazała mu drogę do jej domu. Strasznie ciekawiło mnie, co sprowokowało dziewczynę do tej akcji w galerii? Może brak pieniędzy? Kłopoty w rodzinie? Zdrada? Hmm? Prędzej czy później się dowiem. O kurcze. Raczej pierwsza opcja odpada bo dziewczyna kazała skręcić Lou do jednej z najbogatszych dzielnic w okolicy. Podjechaliśmy pod nieźle odpicowaną chatę gdzie Vic kazała się zatrzymać. Widać, że dziewczyna zaczyna się do nas przekonuje – a tak właściwie do Louisa, Nialla i Liama.  
WOW! To jedyne co potrafię z siebie wydusić.
- Jestem już w domu!!!! – krzyknęła Vicky. Z jednego z pomieszczeń wybiegła kobieta. Pewnie jej babcia. Uściskała ją i ucałowała. Wyglądała jakby zobaczyła ducha.
-Ann? Co się stało? – zapytała Vicky z troską
- Kim są ci chłopcy?
- Em… znajomi. Ten chłopak w loczkach, – tu wskazała na mnie- to on mnie znalazł wtedy w łazience. Niespodziewanie kobieta do mnie podbiegła uściskała i szepnęła cicho dziękuję. Zawstydziłem się.
- Nie ma za co, to był mój obowiązek. Każdy na moim miejscu by się tak zachował.
-Dobra chodźcie do salonu. Ja w tym czasie się wykąpię i przebiorę. – powiedziała Vic i zaprowadziła nas do dużego, przestronnego i nowoczesnego pomieszczenia. Na środku stała kanapa, trzy fotele, ława i telewizor ok. 50 cali. W lewym rogu pokoju stał fortepian a nad nim wisiało wiele dyplomów oraz była półka z nagrodami. Najróżniejszymi. Sportowymi, muzycznymi i naukowymi. Ciekawe do kogo należą?
Dziewczyna pokazała nam wielką szafkę pełną płyt DVD i powiedziała, żebyśmy sobie coś wybrali i załączyli po czym wyszła. Za chwile słychać było, że się z kimś kłóci. Lex powiedziała, że w tym domu to normalne. Ciekawe stwierdzenie.

*Vicky*
-Gdzie ty byłaś?- zapytał przestraszony Mike
-Nagle cię to zaczęło interesować? Czyżby nie maił ci kto przynieść aspiryny? Naprawdę przepraszam, że mnie nie było i musiałeś tak cierpieć. Chociaż w sumie teraz już wiesz jak ja się czuję odkąd zacząłeś pić.
-Przepraszam. Wiem zjebałem na całej linii. Kurcze złamałem obietnice, miałem cię chronić a jak zwykle zawaliłem. Przepraszam. I chciałem Ci się pochwalić, że wczoraj uczęszczam na kurację odwykową.- uśmiechnął się a ja jak dziecko wtuliłam się w niego i poczułam się tak jak dawniej.
-Dziękuję. – delikatnie uśmiechnęłam się czym widocznie go zaskoczyłam.- Dobra ja idę się kąpać. A ty idź zabaw gości czy coś- oboje zaśmialiśmy się i poszłam do pokoju  Wzięłam ubranie: czerwoną bluzę z UCLA, czarne rurki i czerwone conversy. W łazience rozluźniłam się i gdy na moim ciele znalazły się pierwsze krople z prysznica poczułam jak z wodą zaczynają spływać wszystkie troski i ból. Coś dziwnego zaczyna się w moim życiu. Czuję, że już nic nie będzie takie jak dawniej, odnoszę wrażenie, że chłopaki nie przypadkiem pojawili się w moim życiu. To oni będą głównym źródłem zmian.
Po skończonej kąpieli wyszłam na balkon by przemyśleć to wszystko. Nagle ktoś położył dłoń na moim ramieniu. Okazało się, że był to nie kto inny jak Harry.
- Hej. –powiedział cicho
-No cześć. Co cię sprowadza w moje skromne progi?
-Em. Szczerze? Sam nie wiem. Jest w tobie coś takiego, że odkąd cię zobaczyłem każda komórka wewnątrz mnie pragnie cię widzieć, przebywać z tobą i z tobą rozmawiać. To jest silniejsze ode mnie. Wiem, że teraz myślisz, że jestem jakimś psycholem czy coś ale trudno. Musiałem ci to powiedzieć.- no zamurowało mnie –mój anioł pragnął rozmowy ze mną. To było dziwne! Chociaż… nie. „Zaskakujące” to jest dobre słowo.
- Wiesz co ci powiem Harry. Czuję to samo.- co ja gadam. Czemu ja to gadam? – Czuję się dość dziwnie w twojej obecności. Nie zrozum mnie źle. Mówię to w pozytywnym sensie, bo jeszcze nigdy nie czułam się tak gdy ktoś jest obok mnie.
-Uff. Czyli nie tylko ja jestem walnięty – zaśmialiśmy się.
-O znalazły się nasze zguby. Siedzą i rozmawiają sobie niczym dwa gołąbeczki na tym pięknym jak kwiat lotosu balkonie – powiedział Louis tłumiąc śmiech
- Ładnie to tak podsłuchiwać panie Marchewkowy- Hary zaśmiał się cicho.
- Oj panie Haroldzie! Już my sobie porozmawiamy w domu. – Louis poruszył zabawnie brwiami. Wtedy nie wytrzymałam- wybucham śmiechem a chłopaki razem ze mną.
Gdy schodziliśmy na dół nie mogliśmy się jeszcze ogarnąć więc nieuniknione były spojrzenia dezaprobaty ze strony pozostałych. Ale Niall i Lex też długo nie wytrzymali i przyłączyli się do nas. Już po chwili po całym domu roznosiły się salwy śmiechu.  Jedyną osobą, której nie ruszyły nasze wygłupy była Ann. Stała w drzwiach kuchni, z pobłażliwą miną kręciła głową i mruczała coś pod nosem. W takim klimacie minął nam cały dzień i chłopcy musieli już jechać do domu ale obiecali, że wpadną do nas następnego dnia. Z każdym z chłopaków pożegnałam się buziakiem w policzek. Jednak byłam prawie pewna, że Harry zarumienił się gdy go pocałowałam.
Kiedy chłopaki opuścili już dom obie równocześnie zaczęłyśmy gadać jak najęte. W trakcie rozmowy przebrałyśmy się w piżamki i poszłyśmy się położyć. Jedyne o czym wtedy myślałam to o tym, że w końcu znalazłam swoją rodzinę i o dziwnej reakcji lokatego na mój pocałunek. Nawet nie zauważyłam kiedy Lex zasnęła, ale po chwili ja również udałam się do krainy Morfeusza.


xoxo Vicky ; *

piątek, 12 października 2012

Chapter 1 - "Zielonooki Aniol"



Hej. Mam na imię Vicky i opowiem wam moją historię. Zacznę tak trochę... inaczej niż wszyscy.
               Nigdy nie zastanawiałam się jak spotkam swoją miłość. Może dlatego, że dopóki jej nie spotkałam byłam obojętną na świat szarą myszką, która bała się wyrażać własną opinie. Byłam zdolną, ambitną, skromną i naturalną nastolatką. Nigdy nie piłam alkoholu, nie miałam w ustach papierosów oraz nie wciągałam żadnych świństw, które tylko niszczą życie. Niczego mi nigdy nie brakowało za wyjątkiem prawdziwej rodzicielskiej miłości. No tak wchodzę na drażliwy temat. Rodzice. Nie jestem pewna czy mogę ich tak nazwać. Myślę, że określenie prawni opiekunowie to maksimum jak mogę ich nazwać. Nigdy ich przy mnie nie było gdy ich potrzebowałam, gdyż cięgle byli zapracowani byśmy razem z moim bratem mieli "lepszą przyszłość i nie musieli pracować". Co z tego, że mam kasy jak lodu skoro nie mam rodziców. Nie mam mamy, z którą mogłabym poplotkować o chłopakach czy porozmawiać o swoim pierwszym okresie. Nie mam ojca, który straszyłby mnie, szlabanem za złe oceny. Mam brata. Mika. Niewiele o nim wiem bo rzadko bywa w domu, lecz jak już w nim jest to albo jest pijany w 3 dupy albo rodzice przyjeżdżają na weekend. No tak. Znów zapomniałam o czymś. Cholera. Moi rodzice to typowi pracoholicy. Mają własny hotel. Tak właściwie to sieć hoteli na całym świecie. Matka jest marketingowcem, - w skrócie siedzi w biurze i myśli jak rozreklamować hotel- a ojciec dyrektorem - ciągłe delegacje i służbowe spotkania. Zastanawiam się jak to możliwe, że mieli czas żeby spłodzić dwójkę dzieci. Wychowała mnie niania -Ann. Jest dla mnie jak babcia, której swoją drogą nie widziałam od 4 lat. Zastanawiam się czy jest coś jeszcze co powinniście o mnie wiedzieć. Aaaa.. Już wiem. Mam przyjaciółkę Alex. Chociaż... nie.... miałam przyjaciółkę Alex. Teraz przyszedł czas żebym coś wyjaśniła. Pewnie zastanawiasz się czemu na początku napierdala... sorki... czemu na początku mówiłam do Ciebie w czasie przeszłym. Otóż poznałam pewnego chłopaka - Celeba. Przez niego zmieniłam się  nie do poznania. Nie tylko zewnętrznie, - mocny makijaż i te sprawy- ale także wewnętrznie. Moje zachowanie było i chyba ciągle jest nieznośne. Zaczęłam pić, palić i ćpać. To jak zaczęłam się zmieniać zaczęło przerażać wszystkich w moim otoczeniu - Ann, Alex, znajomych ze szkoły, nauczycieli i nawet dyrektorkę.  Robiłam wszystko by udowodnić Celebowi, że go kocham. Pewnego dnia powiedział, że jeśli naprawdę go kocham to mam się z nim przespać. Byłam w nim ślepo zakochana, - tak teraz to widzę- zrobiłam to z nim. Po skończonym stosunku powiedział tylko "mała, dobra jesteś ale znam takie, które mają sprawniejszą cipkę" i zniknął. Tak po prostu. Nie odbierał telefonów, nie odpisywał na smsy i maile. Wyjechał z miasta i słuch po nim zaginął.
Miesiąc po jego odejściu byłam na skraju wyczerpania nerwowego. Ann już nie mogła ze mną wytrzymać. Wysłała mnie na odwyk. Udało się. Skończyłam z tym. Minął rok a on wrócił. Nie sam lecz z jakąś laską. Myślałam, że się już z niego wyleczyłam, ale nie było nic bardziej mylnego. Nie mogłam znieść widoku jego i tej dziewczyny. Dzień w dzień chodził z nią po moim osiedlu. W nocy dręczyły mnie koszmary. Nie wytrzymywałam psychicznie. Poszłam do łazienki i wzięłam żyletkę ojca. Włożyłam ją do portfela mówiąc Ann , że wychodzę do galerii - nie kłamałam . Najpierw jednak poszłam na London Eye. To moje ulubione miejsce na świecie. Po przejażdżce udałam się do galerii. Jeszcze przed wejściem zadzwoniłam do niani, i podziękowałam jej za to, że była przy mnie w najgorszych chwilach mojego życia i, że nigdy się nie poddała nawet gdy było bardzo ciężko. Wiedziałam, że nie ma szans żeby dojechać na miejsce przez najbliższą godzinę dlatego spokojnie mogłam dojść do damskich toalet. Będąc w środku nie zwracałam uwagi na te wszystkie kobiety, które patrzyły na mnie z pogardą. Z moją egzekucją poczekałam aż całą toaleta opustoszeje. Czekałam ok. 30 minut i w końcu ostatnia kobieta wyszła. Nadszedł już czas. Mój czas. Rozsunęłam moją torebkę z Louisa Vuittona, którą dostałam od rodziców na 15 urodziny. Wyciągnęłam z niej portfel i powoli go otworzyłam. Delikatnie wysunęłam przyrząd śmierci. Ostatni raz pomyślałam o życiu, przeżegnałam się i przesunęłam swoją srebrną przyjaciółką wzdłuż nadgarstka. Poczułam ból. Ale taki dobry ból. Nie taki jak ktoś łamie ci nos czy coś w tym stylu. Czułam jak wszelkie smutki ze mnie upływają - jak upływa ze mnie życie. Czuję, że przestaje panować nad własnym ciałem, upadam i chyba wypadam na kafelki z mojej kabiny. Nad sobą widzę anioła o zielonych oczach z bujną grzywą na głowie.
-A więc tak wygląda niebo. Bóg się nie postarał. Chodź aniołów ma całkiem zacnych - cicho szepczę. W odezwie słyszę
- Piękna to jeszcze nie twój czas, wytrzymaj chwilę i wszystko będzie dobrze. Pogotowie zaraz tu będzie.
- Nie, proszę nie. Nie pozwól im mnie uratować- lecz było już za późno do toalety wpadli ratownicy  z noszami w tle słyszałam tylko "trzeba szybko jechać do szpitala", "straciła dużo krwi", "ma szczęście, że ją znalazłeś".
Tu kończy się moja historia.
A teraz co? Leżę w szpitalu podpięta do jakiegoś gówna. Rodzice jak zawsze nie mogli przyjechać ale za to kupili mi nowego tableta. Brat pewnie najebany leży w łóżku i zastanawia się czemu jeszcze nie stawiam mu aspiryny przed twarzą… i wiesz co teraz czuję? Cholerne, pierdolone rozgoryczenie. Tak znów zostałam sama. Bez żadnego wsparcia ze strony rodziny. Mój telefon po raz kolejny wibruje jak szalony a ja znów na niego nie patrzę bo nie mam ochoty słuchać jak to mamie się zrobiło przykro, że chciałam umrzeć. Gówno prawda. Nagle sobie przypomniała, że ma dzieci. No proszę Cię. Ale wiesz co. Dzięki rodzinie znalazłam Ciebie. Czytelnika. Dziękuję, że jesteś. Cholerny telefon. Ale zaraz ten dzwonek jest zarezerwowany tylko dla Alex. Tak to ona. Zaraz się okaże o co chodzi….
*
-Halo – mówi  z nadzieją- Alex to ty?
-No a kto ? Czemu ty im to robisz? Nie rozumiesz, że ich ranisz?!- Alex zaczęła wrzeszczeć jak szalona. Jedyne o czym teraz myśli Vicky to co zmusiło dziewczynę do wykonania tego telefonu- Halo Vicky jesteś tam?
- Tak.
- O. Tak to jedyne na co cię stać? Nie wierze. Victoria ty naprawdę się zmieniłaś!
- Czemu tak twierdzisz? Dlatego, że przestałam widzieć sens życia. Czy dlatego, leżę w szpitalu? Czy może dlatego, że nie odbierałam telefonów od matki? Proszę Cię. Ona nawet nie wie kiedy mam urodziny. To żałosne. Jej córka leży w szpitalu a ona wysyła jej tableta z dopiskiem „przepraszam ale muszę zostać w pracy”. Wyobrażasz sobie żeby twoja mama coś takiego zrobiła? Nikt mnie nie kocha oprócz Ann, chociaż ją pewnie też już zaczynam irytować swoją egzystencją? Więc wytłumacz mi proszę po co mam żyć? Dla kogo? - powiedziała Vicky z łzami w oczach i gdy miała się już rozłączać usłyszała hałas otwieranych drzwi i zobaczyła w nich nie kogo innego jak Alex. Pierwsze co zrobiła dziewczyna po zamknięciu drzwi to rzuciła się na Vic i powiedziała szeptem
-Dla mnie Vicky, dla mnie. Dla twojej najlepszej przyjaciółki, która nigdy nią nie przestała być. Myślałam o tobie 24/7 a ty nawet nie odbierałaś telefonów, w końcu zmieniłaś numer. Wiesz jak ja się wtedy czułam? Dobrze, że Ann podała mi twój nowy numer.
-Kocham Cię Alex. Tęskniłam – powiedziała Vic i przytuliła Lex.
*
Gadałyśmy z Alex już prawie 5 godzin gdy nagle do Sali wszedł lekarz i powiedział, że moje wyniki są już dobre i jutro dostanę wypis. Ucieszyłam się i od razu umówiłyśmy się z Lex na zakupy jutro.
Było już grubo po 21 więc Alex musiała już iść do domu, ale obiecała, że przyjdzie po mnie jutro.
No cóż…. o nie . Znów przyszła pielęgniarka żeby zmierzyć mi temperaturę i pobrać próbkę krwi do kolejnych badań.
Okej no to dobranoc Mordeczko.
Kolorowych snów.
Ps.Ciągle czekam na spotkanie mojego zielonookiego Anioła z damskiej toalety!


xoxo Vicky

Opowiadanie II

I won't let you go
Chapter 3
Chapter 4
Chapter 5
Chapter 6
Chapter 7
Chapter 8
Chapter 9
Chapter 10
Epilog

Opowiadanie I

Goodnight and joy be with you all

Bohaterowie - "Goodnight and joy be with you all"

Liam Payne (18l.)
Zayn Malik (18l.)
Harry Styles (17l.)

Louis Tomlinson (19l.)
Niall Horan (17l.)
Victoria Vicky Rayan (16 l.)
Alexandra Alex Stweart (16l.)

Mike Rayan (18l.)

Celeb Evans (18l.)