poniedziałek, 26 listopada 2012

Last chapter + epilog



                                                           *kilka miesięcy później*
Zobaczyła go z dziewczyną – kolejną. Serce krajało się jej na drobniutkie kawałeczki i czuła, że jeśli zaraz się nie odwróci to cały świat zobaczy jak cierpi – on zobaczy. Jednak coś w środku jej mówiło, że to niemożliwe, że to nie może być prawda. Chciała w to uwierzyć ale nie potrafiła. Nagle coś do niej dotarło. On jej nie kocha – i nie kochał. To co wydarzyło się w jej życiu przez jeden najwspanialszy miesiąc , było tylko pierdoloną zabawą pewnego, znanego na całym świecie przystojniaka –Harrego. Nie wiedziała nawet jak bardzo myliła się co do uczuć zielonookiego. Czas, który spędziła z jej aniołem to najlepszy okres jaki przeżyła w swoim życiu, okres z którym nic nie mogło się równać. Nawet jej prawie roczny związek z Celebem, który – jak niegdyś myślała- był idealny. Dziewczyna czuła, że brak miłości wewnętrznie ją zabija. Nagle przypomniała sobie jej samobójczą próbę, która zakończyła się niepowodzeniem dzięki - a raczej przez- jej –jak się później okazałoideał. Przez dziewczyną przeszedł nieprzyjemny dreszcz nie do końca wiadomo z czym związany. W trakcie drogi do domu dziewczyna rozważała czy był to dreszcz zimna, bólu, szczęścia a może był jakiś inny powód dziwnego uczucia, które ciągle jej towarzyszyło. Weszła do domu i poczuła pustkę – znów. Ann pewnie była na zakupach. Mike ciągle na kuracji a jej rodzice zajęci ich super świetnie prosperującymi firmami, których chyba oni sami nie potrafiliby wyliczyć.
I oczywiście brakowało stałych gości tego domu, którzy ostatnio zniknęli z jej życia. Właśnie uświadomiła sobie jak bardzo zaniedbała przyjaciół, rodzinę i samą siebie. Chłopak przewrócił jej życie do góry nogami
– znów. Po chwilowej zadumie stwierdziła, że chyba wisi nad nią jakaś pierdolona klątwa, którą rzucił na nią wredny leprechaun ,– jeśli wierzyć jej przyjacielowi, popularnemu Irishboyowi – któremu zabrała jego szczęśliwą monetę czy coś takiego. Zdjęła płaszcz i jej ulubione nauszniki. Zawiesiła wszystko na wieszaku. Buty zdjęła dopiero w kuchni. Przypomniała sobie, że Ann to zawsze denerwowało gdy ktoś nie przebierał butów. Rozejrzała się po kuchni. Złapała w jedną dłoń czerwone jabłko – jego ulubione – a w drugą szklankę z sokiem pomarańczowym. Pomaszerowała do pokoju, gdzie pierwsze co rzuciło się w jej oczy to ściana stworzona przez jej przyjaciół. Spojrzała na daty wypisane przy zdjęciach i zdała sobie sprawę
z tego, że jutro są urodziny Louisa. Postanowiła do niego nazajutrz zadzwonić. Resztę dnia spędziła przed laptopem szukając informacji o jej przyjaciołach. Dowiedziała się, że Lex i Niall są parą. Nie zdziwiło jej to. Po paru godzinach zasnęła. Była tak bezbronna i delikatna w trakcie snu. Wydawało by się, że udało jej się uciec od sytuacji sprzed pewnego czasu. Śnił się jej
ON. Jak codziennie od sytuacji, do której – mimo, że nie chcieli – obydwoje codziennie wracali myślami. ZDRADA. To jest to, co boli najbardziej. Mimo że oficjalnie nie byli jeszcze parą, to czuli się do czegoś zobowiązani. A przynajmniej ona tak myślała. Jej sen był identyczny co noc. Przedstawiał sytuacją
z ich życia, tą o której oboje próbowali z całej siły zapomnieć. Zaczynało się spokojnie. Victoria wyciągająca z szafy zwiewną sukienkę i odrywa od niej metkę. Kuca i z dna półki wyciąga ulubione koturny. Dobiera dodatki i układa wszystko na swoim łóżku. Kieruje się w stronę łazienki gdzie bierze krótki prysznic. Wyciera ciało ręcznikiem 
i wsmarowuje sobie balsam, delikatnie podnosi się
i uśmiecha do odbicia. Wykonuje lekki, dziewczęcy makijaż. Włosy zostawia rozpuszczone, pozwalając im swobodnie opadać na ramiona. Wraca do pokoju i zakłada wcześniej przygotowane strój. Wygląda idealnie, choć nie jest tego do końca świadoma. W końcu dziewczyna wkłada telefon do torebki i ostatni raz zerka do lusterka zastanawiając jak to jest możliwe, że podoba się Harremu. Wychodzi z domu zerkając na swój złoty zegarek- prezent urodzinowy od rodziców. Szybko oblicza, że na miejsce spotkania dojdzie przed czasem więc idzie powoli obserwując zakochane pary i dzieci bawiące się w berka. Na miejscu była dokładnie w tym czasie, który przewidywała. Usiadła na ławeczce niecierpliwie wyczekując ukochanego
tak jak niegdyś narkotyków. Teraz to ON był narkotykiem, jej własną odmianą heroiny*. W międzyczasie zaczęła przyglądać się ludziom wokół niej. Szczególnie zaintrygowała się jedną parą. Dziewczyna wyglądała na szczęśliwą, co do chłopaka nie była pewna gdyż stał tyłem. Widać że szczęście powoli znikało
z jej niezwykle pięknej twarzy. Najprawdopodobniej ich spotkanie dobiegało już końca. Para namiętnie się pocałowała. To właśnie moment, w którym przyjemny sen zmienia się w koszmar. Serce Victorii na chwilę przestaje pracować. Łzy stanęły w jej oczach by po chwili zmienić się
w dwa strumienie płynące po jej delikatnej buzi. Ciągle nie potrafiła uwierzyć w to co zobaczyła. Tak. To był
on. Jej anioł całował się z tą chodzącą pięknością. Nie wytrzymała tego. Podbiegła do niego i wymierzyła mu siarczyste uderzenie w policzek. Harry stał przez chwilę jak wmurowany. Po chwili się ocknął lecz było już na to za późno. Krzyczał za nią jeszcze długi czas ale ona skutecznie go ignorowała. W końcu przestała biec, zdjęła buty i wzięła je do rąk. Na domiar złego zaczął padać deszcz, który nie dość, że rozmazał jej misterny makijaż to jeszcze ostatecznie zepsuł jej humor. Czuła, że już po chwili była przemoknięta do suchej nitki więc przestała się spieszyć. Nie zwracała uwagi na ludzi wokół niej. Niektórzy patrzyli na nią ze współczuciem a inni znów z dezaprobatą. Dziewczyna szła prosto przed siebie, mając nadzieję, że przejedzie ją jakieś auto. Po dłuższej chwili zorientowała się, że nogi zaprowadziły ją już po raz kolejny pod London Eye. Czuła, że to znak. Tak jak ostatnio. Oznaczało to dla niej jedno – śmierć. I nawet było to jedyną rzeczą, o której teraz marzyła. Nawet jej największe marzenie o pocałunku w deszczu z miłością swojego życia zeszło na boczny plan. Jednak stwierdziła, że nie może tego zrobić – nie teraz. Nie potrafiłaby zniszczyć tego nad czym tyle czasu pracowała. Postanowiła wrócić do domu i zamknąć się w pokoju by najzwyczajniej w świecie rozpłakać się w poduszkę. Zrobiła jednak nie do końca tak jak chciała. Działała pod wpływem impulsu. Wbiegła do pustego domu i skierowała się w stronę barku. Wzięła ulubione whisky ojca i ruszyła w stronę pokoju. Gdy tam doszła odkręciła butelkę i za jednym zamachem wypiła dużą część zawartości butelki.To w tym momencie zawsze się budziła z krzykiem. I tym razem tak było. Vick przebudziła się cała spocona i zdyszana. Spojrzała nerwowo na zegarek zrzucając tym samym laptopa na podłogę. Ciągle była otwarta na nim jakaś plotkarska strona, lecz nie to teraz się dla niej liczyło. Szukała wzrokiem telefonu. Gdy wreszcie go zlokalizowała sięgnęła po niego - ciągle drżącą rękąi wybrała numer Louisa. Wiedziała, że chłopak będzie zaskoczony jej telefonem. Gdyż od sytuacji w parku dziewczyna zerwała kontakt z nimi wszystkimi. -Halo?! Coś się stało Vic? – powiedział wystraszony Lou.-Nie no coś ty staruszku!- zaśmiała się co zaskoczyło ją mocno– Wszystkiego Najlepszego – krzyknęła do telefonu.-O matko jedyna, ale się wystraszyłem. Dzięki. – odchrząknął – co tam u ciebie słychać? Jak sobie radzisz? – zapytał poważnym tonem. Nienaturalnym dla niego.-Wiedziałam, że o to zapytasz. – uśmiech znikł z jej twarzy – a jak ma być? Powoli przyzwyczajam się do samotności. Wracam do szarej codzienności jaką żyłam przed waszym poznaniem.
            -Vic… przepraszam cię, ale ja nic nie mogłem zrobić. To ty się odizolowałaś.
-Najlepiej zrzuć to na mnie… Nie mogłam przyjść do was, bo wiedziałam, że spotkam tam JEGO – ostatnie słowo zaakcentowała. Chyba nawet trochę za mocno.
- Nie zrzucam na ciebie żadnej winy. Starałem się do ciebie dotrzeć ale byłem pewny, że musisz sobie z tym sama pobyć i że po pewnym czasie sama się odezwiesz. Nie sądziłem, że tak długo zajmie Ci to czasu, nie wyobrażałem sobie że będziesz z tym całkiem sama. Tak a ‘propos może wpadniesz dziś do nas. Jest wigilia. A w święta nikt nie powinien być sam.
- Nie dzięki. – powiedziała trochę za szybko. Chciała tak iść, poczuć się jak dawniej. Swobodnie ze wszystkimi porozmawiać. Ale bała się. Cholernie się bała spotkania z nim.
-Nie będzie go. Spokojnie. Pojechał na święta do Holmes Chapel. – zrozumiał ją bez zbędnych słów.
- O – powiedziała zaskoczona – W takim razie wpadnę na pewno . Będę ok. 17. Do zobaczenia. – powiedziała i błyskawicznie się rozłączyła.
O 16.30 uszykowana ruszyła w stronę domu chłopaków. Doszła na miejsce 10 minut przed czasem. Lou nie kłamał – nigdzie nie było jego auta. Wchodząc do pomieszczenia powitał ją znajomy –jakże utęskniony- hałas. Pierwszy zauważył ją Marchewkowy, który na powitanie rzucił się jej na szyję równocześnie wytrącając jej z ręki prezent dla niego – kosz pełen marchwi oraz poradnik farmera „Jak dobrze wyhodować marchew” . Bardzo się ucieszył z jej prezentu. Dziewczyna zdjęła płaszcz i nauszniki przysłuchując się gwarze, która dochodziła z kuchni. Po chwili ruszyła w stronę hałaśliwego pomieszczenia.
-Cześć .- powiedziała cicho i dość nieśmiało. Nagle wszystkie oczy skierowały się w jej stronę i nastała cisza. Jedynie Niall ciągle coś szeptał pod nosem bo ewidentnie jej nie zauważył.
-Vicky! – krzyknęli wszyscy za wyjątkiem Nialla i Lou. Przez dobre pół godziny słyszała teksty w stylu „cieszę się, że wróciłaś”.
- Czas zacząć kolację- zarządził Niall. Zayn zasiadł z nami do wieczerzy co ją zaskoczyło. Było bardzo miło gdy nagle drzwi otwarły się i stanął w nich nie kto inny, jak Harry. Nie wiedziała co ze sobą zrobić więc wstała, pożegnała się ze wszystkimi krótkim „na mnie już czas” i już miała wyciągnąć rękę po płaszcz gdy nagle Harry ruszył się z miejsca i przemówił
-Vicky! Ale co ty tu robisz? – zapytał lekko zdezorientowany
-Taa… ja też się cieszę, że Cię widzę. – powiedziała zdegustowana
-Możemy pogadać – słychać było nadzieję w jego głosie.
-Jasne – sama nie wierzyła w to co powiedziała. Stanęła przodem do niego i spojrzała mu w oczy. Nie ujrzała w nich już tych wesołych ogników tylko ból i cierpienie.
-Ym… a możemy na osobności?
-A.. no tak. – powiedziała a on wskazał mi ręką aby szła za nim do jego pokoju. Idąc za Harrym obserwowała dom. Nie zmieniło się tu zbyt wiele. Przybyło tylko kilka zdjęć z różnych sesji. Wchodząc do sypialni chłopaka, zaskoczył ją kompletny brak zmian. Ewentualnie pojawił się tu większy bałagan niż zwykle. Wszędzie widać było ich stare, wspólne zdjęcia, które wspólnie wybierali i zanosili do wywoływania. Vic poczuła ucisk w brzucho związany z nagłym przypływem starych wspomnień. Wspomnień, których tak bardzo bała się w ostatnim czasie.
- Znalazłaś sobie kogoś? – zapytał niby obojętnie, ale ona znało go na tyle dobrze by wiedzieć jak marnym był aktorem.
-Obecnie jestem sama, ale nikogo nie szukam. Zaczęłam wyznawać zasadę, że miłość sama mnie znajdzie jak przyjdzie na to pora. A ty sobie kogoś znalazłeś? W sumie nie wiem po co pytam. Widuję cię codziennie w okładkach gazet, ale najbardziej zaskakujące jest to, że na każdej jesteś z inną! – powiedziała z irytacją w głosie
-Przepraszam!
-Przepraszam?! – tego już było dla niej za wiele, czuła, że właśnie wybucha – za co mnie przepraszasz? Za to że bezczelnie mnie zdradziłeś? Czy może za to że leciałeś na dwa fronty? A może jeszcze za to, że zmieniasz laski jak rękawiczki? Lub może w końcu za to, że rozwaliłeś moje serce na miliardy maluteńkich kawałeczków?! – nie ukrywała złości zaczęła walić go pięściami po klatce piersiowej chłopaka. Lecz on tylko przytulił ją do siebie, pocałował we włosy i powiedział, że wszystko będzie dobrze.
-Gówno prawda. – powiedziała z pogardą. Wyrwała się z jego objęć i wyszła z pokoju bo wiedziała, że jeszcze chwila i by go pocałowała. Złapała w biegu płaszcz i biegła przed siebie. Nogi jak zwykle jej nie zawiodły. Doszła pod London Eye i zaczęła patrzyć na rzekę zastanawiając się czy skacząc z mu mogłaby się zabić. Naszła ją dzika chęć sprawdzenia tego. Zamknęła oczy gdy nagle poczuła mostu sobie czyjeś ręce . Otworzyła oczy i zobaczyła Harrego.
-Nie rób tego! – prawie krzyknął
-Zrobię to bo nie potrafię patrzeć na ciebie z innymi dziewczynami a nie mogę też z tobą być bo za bardzo mnie zraniłeś.
-W takim razie skaczę z tobą. - Zamknął jej usta pocałunkiem.
To było chore i całkowicie irracjonalne. To, co ich połączyło, nie miało prawa istnieć. Byli dla siebie nawzajem zakazanym owocem - pełnym grzechu i potępienia. Jednak w tej chwili nie miało to znaczenia. Ich dłonie splecione w uścisku, oczy ukazujące dusze i serca, które biły głośniej, niż Big Ben. Zrobili krok do przodu. I razem rzucili się w przepaść. By przeżyć ostatnie uniesienie i zniknąć na zawsze - by być razem już na zawsze.

_________________
* -tekst zapożyczony z filmu „Zmierzch”
Zacznę od tego, że jeśli ktoś nie rozumie czemu tą piosenkę wybrałam do tego rozdziału to radzę przeczytać
tłumaczenie :) W skrócie opowiadanie jest tak jakby o dziewczynie z tej piosenki :) To teraz trochę
po przynudzam... :D
Kolejne opowiadanie dobiegło końca. Chciałam wam podziękować za to, że wytrzymałyście ze mną tyle czasu  : ) Wiem, że te wypociny – lepiej tego określić nie mogę- to nie jest to samo co czytacie w innych przypadkach. Ale pisałam to pod wielkim natchnieniem. Mianowicie dzięki mojemu prezentowi urodzinowemu od przyjaciółki czyli płyta Eda Sheerana „+”.  Całe opowiadanie zostało napisane gdy w tle mojej pracy leciała muzyka Sheerana, więc dlatego jest tak smutnie zakończone. Chciałam również napisać, że końcówkę epilogu zaczerpnęłam z pewnego opowiadania, które czytałam już bardzo, bardzo, bardzo dawno temu. To opowiadanie rodziło się w mojej głowie już od dłuższego czasu.  I dzięki Bogu moja wspaniałomyślna M* sprawiła mi niezwykłą przyjemność kupując płytę, która była kolejnym elementem układanki.
Na koniec jeszcze raz dziękuję Wam wszystkim i każdemu z osobna za wytrwałość, szczere opinie, – mam nadzieję!- które mobilizowały mnie do dalszej pracy.

ps. Myślę, że wkrótce zbiorę się do napisania nowej historii ale na razie zajmę się dopracowaniem mojego pierwszego opowiadania ”marzenia się spełniają”

Pozdrawiam i żegnam Vic.

xoxo

sobota, 24 listopada 2012

Chapter 5 "ja chyba cię kocham"


Rano obudził mnie dźwięk mojej komórki "Too much heaven" w wykonaniu Us5. I teraz wiele osób pyta "w czyim wykonaniu?". Otóż jest to boysband. Coś w stylu One Direction tylko 6 czy 7 lat temu. Byłam jedną z tych, które były na zabój zakochane w tym zespole. Po roku słuch o nich zaginął, ale ja tam ciągle o nich pamiętam i na ich cześć od 6 lat nie zmieniłam dzwonka w telefonie. No ale wracając do tematu zostałam obudzona przez telefon.
-Halo - wychrypiałam do słuchawki, jeszcze zaspanym głosem
-Vicky?
-Tak… kto mówi?
-To ja Harry. Masz jakieś plany na dzisiejszy dzień? – powiedział lekko poddenerwowany
-Ym. Szczerze mówiąc chyba nie. Możesz wbijać z chłopakami- cicho zaśmiałam się – właściwie dziwię się, że dzwonisz a nie tak jak ostatnio po prostu wpadacie.
-No bo w sumie to źle mnie zrozumiałaś.- jego głos stał się jeszcze bardziej spięty i wręcz zaczął się jąkać.- bo ja chciałem się zapytać czy nie pojechałabyś ze mną w jedno miejsce?
-Ooo. – powiedziałam wyraźnie zaskoczona – jasne. Szczerze mówiąc zaskoczyłeś mnie. No dobra to o której będziesz?
- Uff. Cieszę się, że się zgodziłaś – ewidentnie mu ulżyło. – co powiesz na to żebym było u ciebie za… godzinę? Wyrobisz się?
-No pewnie. A gdzie jedziemy?
-Niespodzianka – nie widziałam go ale domyśliłam się, że w tej chwili się uśmiecha- ubierz się wygodnie.
-Coś ty znowu wymyślił Styles – powiedziałam do słuchawki a on zachichotał i powiedział krótkie „pa „ po czym się rozłączył.
No cóż. Najwyższy czas żeby wstać i obudzić rodzinkę. Chociaż w sumie nie. Poprawnie będzie  „najwyższy czas żeby wstać i obudzić Lex”. Ann już na pewno nie śpi, Mike pojechał na kurację i nie będzie go przez najbliższe 3 miesiące no a rodziców nie mam się co tutaj spodziewać. Zmierzając w kierunku pokoju Lex stwierdziłam, że w końcu muszę ogarnąć ten syf bo tak się nie da żyć. Wchodząc do pokoju dziewczyny zobaczyłam coś co totalnie zbiło mnie z tropu, otóż nad jej łóżkiem wisiał plakat Niall’a  z domalowanymi serduszkami. Byłam tym faktem dość zaskoczona, ale postanowiłam to zignorować.
-Lex! Lex wstawaj! – powiedziałam lecz chyba na marne bo dziewczyna nawet się nie ruszyła. – Lex do kurwy nędzy wstawaj! – krzyczałam i delikatnie szarpnęłam ją za ramiona, co i tak nie przyniosło upragnionego efektu. Po kilku nieudanych próbach postanowiłam zrobić coś, czego nigdy nie robiłam i widziałam to tylko w filmach. Nalałam pełną miskę wody i długo nie myśląc chlusnęłam nią w dziewczynę.
- Vicky!!! Czy ciebie doszczętnie pojebało?- zapytała mokra i zdenerwowana Alex. – chyba cię kochana główka boli. Co ty sobie wyobrażasz? Kurwa. Dopiero co wymieniałam pościel i znów muszę to zrobić bo ta jest całkowicie przemoczona. – zrobiła kwaśną minę – i wiesz co? Nie odzywaj się do mnie ty wredna poczwaro! – wystawiła mi język
- No dobra! Skoro tego chcesz. A już miałam ci opowiedzieć o ciekawym telefonie od szanownego pana Stylesa. No ale skoro nie ! – wzruszyłam ramionami i wyszłam z pokoju. Jej reakcja była natychmiastowa.
- Jakim telefonie? Opowiadaj. Nie bądź głupia. To tylko wygłupy. – poruszyła znacząco brwiami.
- No dobra. Więc pan Styles, zadzwonił do mnie i umówił się ze mną na spotkanie. – wyrzuciłam na jednym tchu
- Na randkę cię zaprosił!!! – krzyknęła podekscytowana – kiedy? Co ubierzesz?
- spokojnie. To TYLKO spotkanie! – powiedziałam lekko zaskoczona –przyjedzie za jakieś 40 minut i nie wiem co ubiorę!
- No to chwal pana za tak wspaniałą przyjaciółkę, jak ja . Ym. WIEM ! – krzyknęła – ubierzesz sukienkę twoją ulubioną sukienkę. No wiesz tą w kwiatki. Do tego… sandały.. tak sandały. Włosy rozpuścisz… nie… zwiążesz w mizernego koka. Delikatny makijaż. Tak. To będzie idealne na randkę. – mówiła jak najęta
- Lex. Ogarnij się. I mówiłam ci już, że to tylko spotkanie. – powiedziałam lekko zirytowana
- Tak, tak. „gadaj se gadaj. Ja swoje wiem” jak to mawiał mój ulubiony Sid – uśmiechnęła się i pociągnęła mnie za rękę do pokoju. Zaczęła grzebać w mojej szafie i wyrzucać wszystkie rzeczy na podłogę.
- Będziesz tu sprzątać! – zaśmiałam się
- Tak, tak. Jest . Czemu ta sukienka byłą schowana tak głęboko co?- podniosła jedną brew do góry
- No nie wiem. Jakoś tak wyszło. – uśmiechnęłam się przepraszająco
- Dobra ! Zero gadania. Zostało coraz mniej czasu do przyjazdu Harrego. No na co czekasz. Ściągaj to z siebie i wkładaj tą sukienkę ! Resztą już ja się zajmę!
-Okej. – powiedziałam zrzucając z siebie piżamę. Ubrałam sukienkę i spojrzałam na Lex. – i jak?
- Ślicznie. Ale teraz siadaj tutaj ! – wskazała mi krzesło koło mojej toaletki.
-Spoko, bez spiny kochana. – uśmiechnęłam się a Lex zaczęła mi układać włosy.
- Vicky… mogę mieć do ciebie pytanie?- zapytała jakby lekko zawstydzona co mnie zaskoczyło.
-No jasne. Wal śmiało! – uśmiechnęłam się pokrzepiająco
- Czy ty… no wiesz… czy ty coś czujesz do Harrego?
-Ym… szczerze? Sama nie wiem. Chyba tak. Za każdym razem gdy mnie dotyka to czuję dreszcze i gdy pierwszy raz mnie pocałował w policzek to poczułam motylki w brzuchu. I tym razem czuję się zupełnie inaczej niż jak poznałam Celeba. – czułam, że zrzuciłam z serca wszystko co na nim leżało.
- Cieszę się, że w końcu znalazłaś kogoś do kogo czujesz coś takiego. – uśmiechnęła się. Po kilku minutach byłam już gotowa. Weszłam do kuchni i złapałam tylko jabłko, które szybko skonsumowałam. Umyłam zęby i usłyszałam dzwonek do drzwi. Wiedziałam, że to Harry więc ostatni raz spojrzałam w lustro złapałam torebkę i pobiegłam do drzwi.
-Siema. – uśmiechnęłam się na jego widok
-Cześć! – powiedział po czym się do mnie przytulił co szczerze mnie zaskoczyło. –Gotowa?
- Jasne. Alex wychodzę. Będę… później – usłyszałam jak Harry cicho zachichotał. – co cię bawi kolego?
- Nic, nic. Okej. Więc chodźmy. – wyciągnął rękę niczym prawdziwy gentelmen. Podprowadził mnie pod drzwi auta i je otworzył dając mi równocześnie znak abym weszła.
-Dziękuję – zaśmiałam się
-Ładnie to tak się ze mnie śmiać? – zawtórował mi śmiechem.
Po około 15 minutach byliśmy na miejscu. Niespodzianką okazał się być piknik na pięknej polanie koło jeziorka. Wszystko było pięknie przygotowane. Po krótkim posiłku, Harry zabrał mnie na przechadzkę. Chodziliśmy i rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Ok 16 wróciliśmy na polankę by znów się posilić. Gdy Harry chciał się już zbierać do domu poprosiłam byśmy jeszcze zostali na co on chętnie przystał. Usiadł koło mnie i spojrzał głęboko w oczy.
- Vicky. Ja chyba cię kocham. – po czym zbliżył się do mnie i nasze usta złączyły się w jedną całość. Odwzajemniłam pocałunek i chciałam z całego serca by ta chwila trwała wiecznie. Po chwili brunet oderwał się ode mnie i znów spojrzał w moje oczy ewidentnie czekając na moją reakcję.
- Może to śmieszne, ale ja czuję to samo co ty. – uśmiechnęłam się delikatnie. Harry przytulił mnie do siebie przez co po moim ciele przeszedł dreszcz, który chłopak błędnie odebrał jako oznakę chłodu. Od razu zdjął z siebie bluzę i przykrył mnie nią po czym podał mi rękę bym mogła wstać. Gdy zauważył grymas na mojej twarzy cichutko się zaśmiał i otworzył mi drzwi do wozu. Weszłam bez żadnych fochów czy innych śmiesznych zachowań. W domu byłam dużo szybciej niż bym sobie tego życzyła. Wysiadłam z auta i gdy Harry chciał mnie przytulić na pożegnanie ja bez krępacji pocałowałam go w usta i szepnęłam ciche pa. Odwróciłam się i weszłam do domu.
Kilka kolejnych miesięcy mijało powoli i stabilnie bez jakichś szczególnych zmian. Nie kłóciliśmy się z Harrym. Tworzyliśmy wręcz parę idealną… parę?
_______________________________
No to mamy przed ostatni rozdział. tak to już postanowione. W najbliższym czasie postaram się dodać ostatni rozdział, który będzie w sobie zawierał Epilog. Pozdrawiam.

Ps. Oto taki "zwiastun" najbliższego rozdziału.

"...ostatni raz zerka do lusterka zastanawiając jak to jest możliwe, że podoba się Harremu. Wychodzi z domu zerkając na swój złoty zegarek- prezent urodzinowy od rodziców. Szybko oblicza, że na miejsce spotkania dojdzie przed czasem więc idzie powoli obserwując zakochane pary i dzieci bawiące się w berka. Na miejscu była dokładnie w tym czasie, który przewidywała. Usiadła na ławeczce niecierpliwie wyczekując ukochanego tak jak niegdyś narkotyków. Teraz to ON był narkotykiem,...."