poniedziałek, 26 listopada 2012

Last chapter + epilog



                                                           *kilka miesięcy później*
Zobaczyła go z dziewczyną – kolejną. Serce krajało się jej na drobniutkie kawałeczki i czuła, że jeśli zaraz się nie odwróci to cały świat zobaczy jak cierpi – on zobaczy. Jednak coś w środku jej mówiło, że to niemożliwe, że to nie może być prawda. Chciała w to uwierzyć ale nie potrafiła. Nagle coś do niej dotarło. On jej nie kocha – i nie kochał. To co wydarzyło się w jej życiu przez jeden najwspanialszy miesiąc , było tylko pierdoloną zabawą pewnego, znanego na całym świecie przystojniaka –Harrego. Nie wiedziała nawet jak bardzo myliła się co do uczuć zielonookiego. Czas, który spędziła z jej aniołem to najlepszy okres jaki przeżyła w swoim życiu, okres z którym nic nie mogło się równać. Nawet jej prawie roczny związek z Celebem, który – jak niegdyś myślała- był idealny. Dziewczyna czuła, że brak miłości wewnętrznie ją zabija. Nagle przypomniała sobie jej samobójczą próbę, która zakończyła się niepowodzeniem dzięki - a raczej przez- jej –jak się później okazałoideał. Przez dziewczyną przeszedł nieprzyjemny dreszcz nie do końca wiadomo z czym związany. W trakcie drogi do domu dziewczyna rozważała czy był to dreszcz zimna, bólu, szczęścia a może był jakiś inny powód dziwnego uczucia, które ciągle jej towarzyszyło. Weszła do domu i poczuła pustkę – znów. Ann pewnie była na zakupach. Mike ciągle na kuracji a jej rodzice zajęci ich super świetnie prosperującymi firmami, których chyba oni sami nie potrafiliby wyliczyć.
I oczywiście brakowało stałych gości tego domu, którzy ostatnio zniknęli z jej życia. Właśnie uświadomiła sobie jak bardzo zaniedbała przyjaciół, rodzinę i samą siebie. Chłopak przewrócił jej życie do góry nogami
– znów. Po chwilowej zadumie stwierdziła, że chyba wisi nad nią jakaś pierdolona klątwa, którą rzucił na nią wredny leprechaun ,– jeśli wierzyć jej przyjacielowi, popularnemu Irishboyowi – któremu zabrała jego szczęśliwą monetę czy coś takiego. Zdjęła płaszcz i jej ulubione nauszniki. Zawiesiła wszystko na wieszaku. Buty zdjęła dopiero w kuchni. Przypomniała sobie, że Ann to zawsze denerwowało gdy ktoś nie przebierał butów. Rozejrzała się po kuchni. Złapała w jedną dłoń czerwone jabłko – jego ulubione – a w drugą szklankę z sokiem pomarańczowym. Pomaszerowała do pokoju, gdzie pierwsze co rzuciło się w jej oczy to ściana stworzona przez jej przyjaciół. Spojrzała na daty wypisane przy zdjęciach i zdała sobie sprawę
z tego, że jutro są urodziny Louisa. Postanowiła do niego nazajutrz zadzwonić. Resztę dnia spędziła przed laptopem szukając informacji o jej przyjaciołach. Dowiedziała się, że Lex i Niall są parą. Nie zdziwiło jej to. Po paru godzinach zasnęła. Była tak bezbronna i delikatna w trakcie snu. Wydawało by się, że udało jej się uciec od sytuacji sprzed pewnego czasu. Śnił się jej
ON. Jak codziennie od sytuacji, do której – mimo, że nie chcieli – obydwoje codziennie wracali myślami. ZDRADA. To jest to, co boli najbardziej. Mimo że oficjalnie nie byli jeszcze parą, to czuli się do czegoś zobowiązani. A przynajmniej ona tak myślała. Jej sen był identyczny co noc. Przedstawiał sytuacją
z ich życia, tą o której oboje próbowali z całej siły zapomnieć. Zaczynało się spokojnie. Victoria wyciągająca z szafy zwiewną sukienkę i odrywa od niej metkę. Kuca i z dna półki wyciąga ulubione koturny. Dobiera dodatki i układa wszystko na swoim łóżku. Kieruje się w stronę łazienki gdzie bierze krótki prysznic. Wyciera ciało ręcznikiem 
i wsmarowuje sobie balsam, delikatnie podnosi się
i uśmiecha do odbicia. Wykonuje lekki, dziewczęcy makijaż. Włosy zostawia rozpuszczone, pozwalając im swobodnie opadać na ramiona. Wraca do pokoju i zakłada wcześniej przygotowane strój. Wygląda idealnie, choć nie jest tego do końca świadoma. W końcu dziewczyna wkłada telefon do torebki i ostatni raz zerka do lusterka zastanawiając jak to jest możliwe, że podoba się Harremu. Wychodzi z domu zerkając na swój złoty zegarek- prezent urodzinowy od rodziców. Szybko oblicza, że na miejsce spotkania dojdzie przed czasem więc idzie powoli obserwując zakochane pary i dzieci bawiące się w berka. Na miejscu była dokładnie w tym czasie, który przewidywała. Usiadła na ławeczce niecierpliwie wyczekując ukochanego
tak jak niegdyś narkotyków. Teraz to ON był narkotykiem, jej własną odmianą heroiny*. W międzyczasie zaczęła przyglądać się ludziom wokół niej. Szczególnie zaintrygowała się jedną parą. Dziewczyna wyglądała na szczęśliwą, co do chłopaka nie była pewna gdyż stał tyłem. Widać że szczęście powoli znikało
z jej niezwykle pięknej twarzy. Najprawdopodobniej ich spotkanie dobiegało już końca. Para namiętnie się pocałowała. To właśnie moment, w którym przyjemny sen zmienia się w koszmar. Serce Victorii na chwilę przestaje pracować. Łzy stanęły w jej oczach by po chwili zmienić się
w dwa strumienie płynące po jej delikatnej buzi. Ciągle nie potrafiła uwierzyć w to co zobaczyła. Tak. To był
on. Jej anioł całował się z tą chodzącą pięknością. Nie wytrzymała tego. Podbiegła do niego i wymierzyła mu siarczyste uderzenie w policzek. Harry stał przez chwilę jak wmurowany. Po chwili się ocknął lecz było już na to za późno. Krzyczał za nią jeszcze długi czas ale ona skutecznie go ignorowała. W końcu przestała biec, zdjęła buty i wzięła je do rąk. Na domiar złego zaczął padać deszcz, który nie dość, że rozmazał jej misterny makijaż to jeszcze ostatecznie zepsuł jej humor. Czuła, że już po chwili była przemoknięta do suchej nitki więc przestała się spieszyć. Nie zwracała uwagi na ludzi wokół niej. Niektórzy patrzyli na nią ze współczuciem a inni znów z dezaprobatą. Dziewczyna szła prosto przed siebie, mając nadzieję, że przejedzie ją jakieś auto. Po dłuższej chwili zorientowała się, że nogi zaprowadziły ją już po raz kolejny pod London Eye. Czuła, że to znak. Tak jak ostatnio. Oznaczało to dla niej jedno – śmierć. I nawet było to jedyną rzeczą, o której teraz marzyła. Nawet jej największe marzenie o pocałunku w deszczu z miłością swojego życia zeszło na boczny plan. Jednak stwierdziła, że nie może tego zrobić – nie teraz. Nie potrafiłaby zniszczyć tego nad czym tyle czasu pracowała. Postanowiła wrócić do domu i zamknąć się w pokoju by najzwyczajniej w świecie rozpłakać się w poduszkę. Zrobiła jednak nie do końca tak jak chciała. Działała pod wpływem impulsu. Wbiegła do pustego domu i skierowała się w stronę barku. Wzięła ulubione whisky ojca i ruszyła w stronę pokoju. Gdy tam doszła odkręciła butelkę i za jednym zamachem wypiła dużą część zawartości butelki.To w tym momencie zawsze się budziła z krzykiem. I tym razem tak było. Vick przebudziła się cała spocona i zdyszana. Spojrzała nerwowo na zegarek zrzucając tym samym laptopa na podłogę. Ciągle była otwarta na nim jakaś plotkarska strona, lecz nie to teraz się dla niej liczyło. Szukała wzrokiem telefonu. Gdy wreszcie go zlokalizowała sięgnęła po niego - ciągle drżącą rękąi wybrała numer Louisa. Wiedziała, że chłopak będzie zaskoczony jej telefonem. Gdyż od sytuacji w parku dziewczyna zerwała kontakt z nimi wszystkimi. -Halo?! Coś się stało Vic? – powiedział wystraszony Lou.-Nie no coś ty staruszku!- zaśmiała się co zaskoczyło ją mocno– Wszystkiego Najlepszego – krzyknęła do telefonu.-O matko jedyna, ale się wystraszyłem. Dzięki. – odchrząknął – co tam u ciebie słychać? Jak sobie radzisz? – zapytał poważnym tonem. Nienaturalnym dla niego.-Wiedziałam, że o to zapytasz. – uśmiech znikł z jej twarzy – a jak ma być? Powoli przyzwyczajam się do samotności. Wracam do szarej codzienności jaką żyłam przed waszym poznaniem.
            -Vic… przepraszam cię, ale ja nic nie mogłem zrobić. To ty się odizolowałaś.
-Najlepiej zrzuć to na mnie… Nie mogłam przyjść do was, bo wiedziałam, że spotkam tam JEGO – ostatnie słowo zaakcentowała. Chyba nawet trochę za mocno.
- Nie zrzucam na ciebie żadnej winy. Starałem się do ciebie dotrzeć ale byłem pewny, że musisz sobie z tym sama pobyć i że po pewnym czasie sama się odezwiesz. Nie sądziłem, że tak długo zajmie Ci to czasu, nie wyobrażałem sobie że będziesz z tym całkiem sama. Tak a ‘propos może wpadniesz dziś do nas. Jest wigilia. A w święta nikt nie powinien być sam.
- Nie dzięki. – powiedziała trochę za szybko. Chciała tak iść, poczuć się jak dawniej. Swobodnie ze wszystkimi porozmawiać. Ale bała się. Cholernie się bała spotkania z nim.
-Nie będzie go. Spokojnie. Pojechał na święta do Holmes Chapel. – zrozumiał ją bez zbędnych słów.
- O – powiedziała zaskoczona – W takim razie wpadnę na pewno . Będę ok. 17. Do zobaczenia. – powiedziała i błyskawicznie się rozłączyła.
O 16.30 uszykowana ruszyła w stronę domu chłopaków. Doszła na miejsce 10 minut przed czasem. Lou nie kłamał – nigdzie nie było jego auta. Wchodząc do pomieszczenia powitał ją znajomy –jakże utęskniony- hałas. Pierwszy zauważył ją Marchewkowy, który na powitanie rzucił się jej na szyję równocześnie wytrącając jej z ręki prezent dla niego – kosz pełen marchwi oraz poradnik farmera „Jak dobrze wyhodować marchew” . Bardzo się ucieszył z jej prezentu. Dziewczyna zdjęła płaszcz i nauszniki przysłuchując się gwarze, która dochodziła z kuchni. Po chwili ruszyła w stronę hałaśliwego pomieszczenia.
-Cześć .- powiedziała cicho i dość nieśmiało. Nagle wszystkie oczy skierowały się w jej stronę i nastała cisza. Jedynie Niall ciągle coś szeptał pod nosem bo ewidentnie jej nie zauważył.
-Vicky! – krzyknęli wszyscy za wyjątkiem Nialla i Lou. Przez dobre pół godziny słyszała teksty w stylu „cieszę się, że wróciłaś”.
- Czas zacząć kolację- zarządził Niall. Zayn zasiadł z nami do wieczerzy co ją zaskoczyło. Było bardzo miło gdy nagle drzwi otwarły się i stanął w nich nie kto inny, jak Harry. Nie wiedziała co ze sobą zrobić więc wstała, pożegnała się ze wszystkimi krótkim „na mnie już czas” i już miała wyciągnąć rękę po płaszcz gdy nagle Harry ruszył się z miejsca i przemówił
-Vicky! Ale co ty tu robisz? – zapytał lekko zdezorientowany
-Taa… ja też się cieszę, że Cię widzę. – powiedziała zdegustowana
-Możemy pogadać – słychać było nadzieję w jego głosie.
-Jasne – sama nie wierzyła w to co powiedziała. Stanęła przodem do niego i spojrzała mu w oczy. Nie ujrzała w nich już tych wesołych ogników tylko ból i cierpienie.
-Ym… a możemy na osobności?
-A.. no tak. – powiedziała a on wskazał mi ręką aby szła za nim do jego pokoju. Idąc za Harrym obserwowała dom. Nie zmieniło się tu zbyt wiele. Przybyło tylko kilka zdjęć z różnych sesji. Wchodząc do sypialni chłopaka, zaskoczył ją kompletny brak zmian. Ewentualnie pojawił się tu większy bałagan niż zwykle. Wszędzie widać było ich stare, wspólne zdjęcia, które wspólnie wybierali i zanosili do wywoływania. Vic poczuła ucisk w brzucho związany z nagłym przypływem starych wspomnień. Wspomnień, których tak bardzo bała się w ostatnim czasie.
- Znalazłaś sobie kogoś? – zapytał niby obojętnie, ale ona znało go na tyle dobrze by wiedzieć jak marnym był aktorem.
-Obecnie jestem sama, ale nikogo nie szukam. Zaczęłam wyznawać zasadę, że miłość sama mnie znajdzie jak przyjdzie na to pora. A ty sobie kogoś znalazłeś? W sumie nie wiem po co pytam. Widuję cię codziennie w okładkach gazet, ale najbardziej zaskakujące jest to, że na każdej jesteś z inną! – powiedziała z irytacją w głosie
-Przepraszam!
-Przepraszam?! – tego już było dla niej za wiele, czuła, że właśnie wybucha – za co mnie przepraszasz? Za to że bezczelnie mnie zdradziłeś? Czy może za to że leciałeś na dwa fronty? A może jeszcze za to, że zmieniasz laski jak rękawiczki? Lub może w końcu za to, że rozwaliłeś moje serce na miliardy maluteńkich kawałeczków?! – nie ukrywała złości zaczęła walić go pięściami po klatce piersiowej chłopaka. Lecz on tylko przytulił ją do siebie, pocałował we włosy i powiedział, że wszystko będzie dobrze.
-Gówno prawda. – powiedziała z pogardą. Wyrwała się z jego objęć i wyszła z pokoju bo wiedziała, że jeszcze chwila i by go pocałowała. Złapała w biegu płaszcz i biegła przed siebie. Nogi jak zwykle jej nie zawiodły. Doszła pod London Eye i zaczęła patrzyć na rzekę zastanawiając się czy skacząc z mu mogłaby się zabić. Naszła ją dzika chęć sprawdzenia tego. Zamknęła oczy gdy nagle poczuła mostu sobie czyjeś ręce . Otworzyła oczy i zobaczyła Harrego.
-Nie rób tego! – prawie krzyknął
-Zrobię to bo nie potrafię patrzeć na ciebie z innymi dziewczynami a nie mogę też z tobą być bo za bardzo mnie zraniłeś.
-W takim razie skaczę z tobą. - Zamknął jej usta pocałunkiem.
To było chore i całkowicie irracjonalne. To, co ich połączyło, nie miało prawa istnieć. Byli dla siebie nawzajem zakazanym owocem - pełnym grzechu i potępienia. Jednak w tej chwili nie miało to znaczenia. Ich dłonie splecione w uścisku, oczy ukazujące dusze i serca, które biły głośniej, niż Big Ben. Zrobili krok do przodu. I razem rzucili się w przepaść. By przeżyć ostatnie uniesienie i zniknąć na zawsze - by być razem już na zawsze.

_________________
* -tekst zapożyczony z filmu „Zmierzch”
Zacznę od tego, że jeśli ktoś nie rozumie czemu tą piosenkę wybrałam do tego rozdziału to radzę przeczytać
tłumaczenie :) W skrócie opowiadanie jest tak jakby o dziewczynie z tej piosenki :) To teraz trochę
po przynudzam... :D
Kolejne opowiadanie dobiegło końca. Chciałam wam podziękować za to, że wytrzymałyście ze mną tyle czasu  : ) Wiem, że te wypociny – lepiej tego określić nie mogę- to nie jest to samo co czytacie w innych przypadkach. Ale pisałam to pod wielkim natchnieniem. Mianowicie dzięki mojemu prezentowi urodzinowemu od przyjaciółki czyli płyta Eda Sheerana „+”.  Całe opowiadanie zostało napisane gdy w tle mojej pracy leciała muzyka Sheerana, więc dlatego jest tak smutnie zakończone. Chciałam również napisać, że końcówkę epilogu zaczerpnęłam z pewnego opowiadania, które czytałam już bardzo, bardzo, bardzo dawno temu. To opowiadanie rodziło się w mojej głowie już od dłuższego czasu.  I dzięki Bogu moja wspaniałomyślna M* sprawiła mi niezwykłą przyjemność kupując płytę, która była kolejnym elementem układanki.
Na koniec jeszcze raz dziękuję Wam wszystkim i każdemu z osobna za wytrwałość, szczere opinie, – mam nadzieję!- które mobilizowały mnie do dalszej pracy.

ps. Myślę, że wkrótce zbiorę się do napisania nowej historii ale na razie zajmę się dopracowaniem mojego pierwszego opowiadania ”marzenia się spełniają”

Pozdrawiam i żegnam Vic.

xoxo

sobota, 24 listopada 2012

Chapter 5 "ja chyba cię kocham"


Rano obudził mnie dźwięk mojej komórki "Too much heaven" w wykonaniu Us5. I teraz wiele osób pyta "w czyim wykonaniu?". Otóż jest to boysband. Coś w stylu One Direction tylko 6 czy 7 lat temu. Byłam jedną z tych, które były na zabój zakochane w tym zespole. Po roku słuch o nich zaginął, ale ja tam ciągle o nich pamiętam i na ich cześć od 6 lat nie zmieniłam dzwonka w telefonie. No ale wracając do tematu zostałam obudzona przez telefon.
-Halo - wychrypiałam do słuchawki, jeszcze zaspanym głosem
-Vicky?
-Tak… kto mówi?
-To ja Harry. Masz jakieś plany na dzisiejszy dzień? – powiedział lekko poddenerwowany
-Ym. Szczerze mówiąc chyba nie. Możesz wbijać z chłopakami- cicho zaśmiałam się – właściwie dziwię się, że dzwonisz a nie tak jak ostatnio po prostu wpadacie.
-No bo w sumie to źle mnie zrozumiałaś.- jego głos stał się jeszcze bardziej spięty i wręcz zaczął się jąkać.- bo ja chciałem się zapytać czy nie pojechałabyś ze mną w jedno miejsce?
-Ooo. – powiedziałam wyraźnie zaskoczona – jasne. Szczerze mówiąc zaskoczyłeś mnie. No dobra to o której będziesz?
- Uff. Cieszę się, że się zgodziłaś – ewidentnie mu ulżyło. – co powiesz na to żebym było u ciebie za… godzinę? Wyrobisz się?
-No pewnie. A gdzie jedziemy?
-Niespodzianka – nie widziałam go ale domyśliłam się, że w tej chwili się uśmiecha- ubierz się wygodnie.
-Coś ty znowu wymyślił Styles – powiedziałam do słuchawki a on zachichotał i powiedział krótkie „pa „ po czym się rozłączył.
No cóż. Najwyższy czas żeby wstać i obudzić rodzinkę. Chociaż w sumie nie. Poprawnie będzie  „najwyższy czas żeby wstać i obudzić Lex”. Ann już na pewno nie śpi, Mike pojechał na kurację i nie będzie go przez najbliższe 3 miesiące no a rodziców nie mam się co tutaj spodziewać. Zmierzając w kierunku pokoju Lex stwierdziłam, że w końcu muszę ogarnąć ten syf bo tak się nie da żyć. Wchodząc do pokoju dziewczyny zobaczyłam coś co totalnie zbiło mnie z tropu, otóż nad jej łóżkiem wisiał plakat Niall’a  z domalowanymi serduszkami. Byłam tym faktem dość zaskoczona, ale postanowiłam to zignorować.
-Lex! Lex wstawaj! – powiedziałam lecz chyba na marne bo dziewczyna nawet się nie ruszyła. – Lex do kurwy nędzy wstawaj! – krzyczałam i delikatnie szarpnęłam ją za ramiona, co i tak nie przyniosło upragnionego efektu. Po kilku nieudanych próbach postanowiłam zrobić coś, czego nigdy nie robiłam i widziałam to tylko w filmach. Nalałam pełną miskę wody i długo nie myśląc chlusnęłam nią w dziewczynę.
- Vicky!!! Czy ciebie doszczętnie pojebało?- zapytała mokra i zdenerwowana Alex. – chyba cię kochana główka boli. Co ty sobie wyobrażasz? Kurwa. Dopiero co wymieniałam pościel i znów muszę to zrobić bo ta jest całkowicie przemoczona. – zrobiła kwaśną minę – i wiesz co? Nie odzywaj się do mnie ty wredna poczwaro! – wystawiła mi język
- No dobra! Skoro tego chcesz. A już miałam ci opowiedzieć o ciekawym telefonie od szanownego pana Stylesa. No ale skoro nie ! – wzruszyłam ramionami i wyszłam z pokoju. Jej reakcja była natychmiastowa.
- Jakim telefonie? Opowiadaj. Nie bądź głupia. To tylko wygłupy. – poruszyła znacząco brwiami.
- No dobra. Więc pan Styles, zadzwonił do mnie i umówił się ze mną na spotkanie. – wyrzuciłam na jednym tchu
- Na randkę cię zaprosił!!! – krzyknęła podekscytowana – kiedy? Co ubierzesz?
- spokojnie. To TYLKO spotkanie! – powiedziałam lekko zaskoczona –przyjedzie za jakieś 40 minut i nie wiem co ubiorę!
- No to chwal pana za tak wspaniałą przyjaciółkę, jak ja . Ym. WIEM ! – krzyknęła – ubierzesz sukienkę twoją ulubioną sukienkę. No wiesz tą w kwiatki. Do tego… sandały.. tak sandały. Włosy rozpuścisz… nie… zwiążesz w mizernego koka. Delikatny makijaż. Tak. To będzie idealne na randkę. – mówiła jak najęta
- Lex. Ogarnij się. I mówiłam ci już, że to tylko spotkanie. – powiedziałam lekko zirytowana
- Tak, tak. „gadaj se gadaj. Ja swoje wiem” jak to mawiał mój ulubiony Sid – uśmiechnęła się i pociągnęła mnie za rękę do pokoju. Zaczęła grzebać w mojej szafie i wyrzucać wszystkie rzeczy na podłogę.
- Będziesz tu sprzątać! – zaśmiałam się
- Tak, tak. Jest . Czemu ta sukienka byłą schowana tak głęboko co?- podniosła jedną brew do góry
- No nie wiem. Jakoś tak wyszło. – uśmiechnęłam się przepraszająco
- Dobra ! Zero gadania. Zostało coraz mniej czasu do przyjazdu Harrego. No na co czekasz. Ściągaj to z siebie i wkładaj tą sukienkę ! Resztą już ja się zajmę!
-Okej. – powiedziałam zrzucając z siebie piżamę. Ubrałam sukienkę i spojrzałam na Lex. – i jak?
- Ślicznie. Ale teraz siadaj tutaj ! – wskazała mi krzesło koło mojej toaletki.
-Spoko, bez spiny kochana. – uśmiechnęłam się a Lex zaczęła mi układać włosy.
- Vicky… mogę mieć do ciebie pytanie?- zapytała jakby lekko zawstydzona co mnie zaskoczyło.
-No jasne. Wal śmiało! – uśmiechnęłam się pokrzepiająco
- Czy ty… no wiesz… czy ty coś czujesz do Harrego?
-Ym… szczerze? Sama nie wiem. Chyba tak. Za każdym razem gdy mnie dotyka to czuję dreszcze i gdy pierwszy raz mnie pocałował w policzek to poczułam motylki w brzuchu. I tym razem czuję się zupełnie inaczej niż jak poznałam Celeba. – czułam, że zrzuciłam z serca wszystko co na nim leżało.
- Cieszę się, że w końcu znalazłaś kogoś do kogo czujesz coś takiego. – uśmiechnęła się. Po kilku minutach byłam już gotowa. Weszłam do kuchni i złapałam tylko jabłko, które szybko skonsumowałam. Umyłam zęby i usłyszałam dzwonek do drzwi. Wiedziałam, że to Harry więc ostatni raz spojrzałam w lustro złapałam torebkę i pobiegłam do drzwi.
-Siema. – uśmiechnęłam się na jego widok
-Cześć! – powiedział po czym się do mnie przytulił co szczerze mnie zaskoczyło. –Gotowa?
- Jasne. Alex wychodzę. Będę… później – usłyszałam jak Harry cicho zachichotał. – co cię bawi kolego?
- Nic, nic. Okej. Więc chodźmy. – wyciągnął rękę niczym prawdziwy gentelmen. Podprowadził mnie pod drzwi auta i je otworzył dając mi równocześnie znak abym weszła.
-Dziękuję – zaśmiałam się
-Ładnie to tak się ze mnie śmiać? – zawtórował mi śmiechem.
Po około 15 minutach byliśmy na miejscu. Niespodzianką okazał się być piknik na pięknej polanie koło jeziorka. Wszystko było pięknie przygotowane. Po krótkim posiłku, Harry zabrał mnie na przechadzkę. Chodziliśmy i rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Ok 16 wróciliśmy na polankę by znów się posilić. Gdy Harry chciał się już zbierać do domu poprosiłam byśmy jeszcze zostali na co on chętnie przystał. Usiadł koło mnie i spojrzał głęboko w oczy.
- Vicky. Ja chyba cię kocham. – po czym zbliżył się do mnie i nasze usta złączyły się w jedną całość. Odwzajemniłam pocałunek i chciałam z całego serca by ta chwila trwała wiecznie. Po chwili brunet oderwał się ode mnie i znów spojrzał w moje oczy ewidentnie czekając na moją reakcję.
- Może to śmieszne, ale ja czuję to samo co ty. – uśmiechnęłam się delikatnie. Harry przytulił mnie do siebie przez co po moim ciele przeszedł dreszcz, który chłopak błędnie odebrał jako oznakę chłodu. Od razu zdjął z siebie bluzę i przykrył mnie nią po czym podał mi rękę bym mogła wstać. Gdy zauważył grymas na mojej twarzy cichutko się zaśmiał i otworzył mi drzwi do wozu. Weszłam bez żadnych fochów czy innych śmiesznych zachowań. W domu byłam dużo szybciej niż bym sobie tego życzyła. Wysiadłam z auta i gdy Harry chciał mnie przytulić na pożegnanie ja bez krępacji pocałowałam go w usta i szepnęłam ciche pa. Odwróciłam się i weszłam do domu.
Kilka kolejnych miesięcy mijało powoli i stabilnie bez jakichś szczególnych zmian. Nie kłóciliśmy się z Harrym. Tworzyliśmy wręcz parę idealną… parę?
_______________________________
No to mamy przed ostatni rozdział. tak to już postanowione. W najbliższym czasie postaram się dodać ostatni rozdział, który będzie w sobie zawierał Epilog. Pozdrawiam.

Ps. Oto taki "zwiastun" najbliższego rozdziału.

"...ostatni raz zerka do lusterka zastanawiając jak to jest możliwe, że podoba się Harremu. Wychodzi z domu zerkając na swój złoty zegarek- prezent urodzinowy od rodziców. Szybko oblicza, że na miejsce spotkania dojdzie przed czasem więc idzie powoli obserwując zakochane pary i dzieci bawiące się w berka. Na miejscu była dokładnie w tym czasie, który przewidywała. Usiadła na ławeczce niecierpliwie wyczekując ukochanego tak jak niegdyś narkotyków. Teraz to ON był narkotykiem,...."

środa, 24 października 2012

Uwaga ;)

Witajcie :) serdecznie przepraszam ale muszę zawiesić bloga z powodu mojego wyjazdu. Rozdziału można się spodziewać nie wcześniej niż sama nie wiem kiedy  :) za wszelkie utrudnienia PRZEPRASZAM.

Pozdrawiam xx

niedziela, 21 października 2012

Chapter 4 " Widzę, że lubisz porażki, Kolego."


Rano obudziło mnie delikatne skwierczenie tłuszczu i zapach moich ulubionych naleśników. Szybko wyskoczyłam z łóżka. W piżamie i z jednym kapciem w dłoni a drugim na stopie zbiegłam co sił w nogach po schodach i wpadałam do kuchni gdzie zamiast Ann zastałam Lex. Zaskoczyło mnie to. Ale gdy tylko zobaczyłam dziewczynę, która kierowała się w moją stronę z dwoma talerzami pełnymi naleśników od razu zapomniałam o wszystkim co działo się wokół mnie. Równie dobrze, stado bawołów mogło przebiec przez moją kuchnie i nie zorientowałabym się o tym. Oczywiście o ile nie wbiegłyby w Al.
- Vic! Czy ty mnie słuchasz?! –krzyknęła wyraźnie zirytowana dziewczyna
-Co? Przepraszam zamyśliłam się- odpowiedziałam robiąc oczy kota ze Shreka.
- Yhym. Zamyśliłaś się… no dobra. Ale wracając do tematu weź sos klonowy i możesz też wyciągnąć jakieś owoce z lodówki. Ja w tym czasie idę do salonu z naleśnikami, – tu spojrzała na talerze -  załączam jakiś film i cały dzień spędzamy leniuchując w pokoju.
- Zaskakujące jak szybko wyleczyłaś się z kaca. – uśmiechnęłam się zadziornie
- Kto Ci takich głupot naopowiadał. Ja po prostu mam dobry humorek. I wypiłam już dwie aspiryny – obie zaśmiałyśmy się
- No to załączaj Shreka i nie marudź
- Że co? Oglądałyśmy go już ostatnim razem, i jeszcze poprzednim i jeśli dobrze pamiętam to 30 ostatnich razy też oglądałyśmy Shreka! – powiedziała oburzona
-No proooooooooooosze cię . Wiesz, że to moja ulubiona bajka… no weź.
- Okej. Ale to już ostatni raz kiedy Ci ulegam .- odparła zrezygnowana
- Kocham Cię  - uśmiechnęłam się tryumfalnie i skierowałam się w stronę lodówki skąd wyciągnęłam truskawki, banany, kiwi, jabłka, sok pomarańczowy i sos klonowy. Złapałam jeszcze jakąś miskę, do której wrzuciłam owoce i wzięłam jeszcze 2 szklanki na sok oraz sztućce. Czym prędzej pobiegłam do salonu. Lex akurat załączyła film gdy usłyszałam dźwięk dzwonka mojego telefonu. Pobiegłam szybko do pokoju krzycząc do Alex żeby zastopowała film. Wbiegłam do pokoju i spojrzałam na telefon, który ciągle wibrował. Na wyświetlaczu pojawił się numer, którego nie znam.
-Halo
-Em. Cześć tu Niall. Co dzisiaj robicie?
-Oooo. Siemka. Dzisiaj leniuchujemy… może wpadniecie?
-Już myślałem, że nie zapytasz – usłyszałam śmiech w telefonie
- No to zbierajcie dupy i wpadajcie do nas. – powiedziałam uśmiechając się do siebie
- Postaramy się być najszybciej jak się da, czyli będziemy za ok. 1,5 godziny – zaśmiałam się cicho
-Okej. No to czekamy. Aaa i jeszcze bym zapomniała. Proszę żeby wszyscy byli trzeźwi. Bo nie chcę już słuchać więcej jęków – blondyn zaśmiał się donośnie
- no spoko . Ej Vic…
- No.
- Przepraszam, że musiałaś widzieć nas wczoraj w takim stanie. – powiedział delikatnie zakłopotany
- Spoko. Bywało gorzej. Okej. Już nie marnujmy czasu. Zbierajcie się i przyjeżdżajcie.
-No to paa. Do zobaczenia.
-Pa. Pozdrów wszystkich. – rozłączyłam się. Od razu zapisałam sobie numer do Niallera.
Zeszłam na dół i poinformowałam Al, że chłopaki dziś przychodzą gdy nagle zerwała się na równe nogi i pobiegła do pokoju. Jak mniemam przebrać się. Stwierdziłam, że ja nie będę gorsza i również poszłam się ubrać. Założyłam luźne dresy, T-shirt i bluzę. Oczy delikatnie maznęłam tuszem i na tym zakończyło się moje strojenie. Ale gdy weszłam do pokoju Alex zastałam ją w bieliźnie podczas gdy rozmyślała nad ubraniem. Kazałam jej ubrać jej ulubiony T-shirt z Batmana, niebieskie rurki i żółtą bluzę pasującą do nadruku na koszulce. Ubrała się i też delikatnie przejechała tuszem po rzęsach. Zeszłyśmy na dół i w końcu mogłyśmy zacząć jeść. Obie strasznie wczułyśmy się w film, że nawet nie zauważyłyśmy kiedy chłopaki wbiegli do domu krzycząc na nas, że nie poczekałyśmy na nich z filmem.
A gdy jeszcze dowiedzieli się, że tym filmem był Shrek bardzo się zezłościli i uparli się, że musimy obejrzeć go od nowa. Mi się to nawet podobało, ale jak spojrzałam na minę Lex to wybuchłam śmiechem co spowodowało, że wszystkie oczy skierowały się w moją stronę. Po chwili Alex zaczęła się śmiać razem ze mną co już totalnie zdezorientowało chłopaków, którzy postanowili sami obsłużyć sprzęt i załączyć film. Al przez cały  seans boczyła się na wszystkich co od czasu do czasu powodowało u mnie niekontrolowany wybuch śmiechu. Gdy film dobiegł końca obie równocześnie odetchnęłyśmy co spowodowało salwy śmiechu ze strony chłopaków, my udając obrażone poszłyśmy do mojego pokoju i zamknęłyśmy drzwi przybijając piątkę.
-Myślisz, że skapną się, że tylko udajemy – zapytała nagle
-Wydaje mi się, że nie. Jesteśmy zbyt zajebiste – powiedziałam przykładając ucho do drzwi i usłyszałam, że po drugiej stronie ktoś robi to samo. Przyłożyłam palec do ust i obróciłam się w stronę Lex.
-Siemka! Czemu czatujecie pod pokojem mojej siostry – usłyszałam Mika i cicho zachichotałam
-Ej. Zepsujesz nam plan. – powiedział z wyrzutem Louis, który najwidoczniej siedział pod drzwiami bo mówiąc równocześnie wstał.
-A co obraziły się na was? – zapytał radośnie Mike
- No chyba tak bo weszły tam i się do nas nie odzywają – powiedział Zayn
- E tam nie przejmujcie się bo tylko udają. Przejdzie im . Idziecie zagrać w fifę 13?
- No jasne – powiedział rozochocony Harry. Odezwał się pierwszy raz odkąd przyszli – ale muszę Cię ostrzec, że nikt nie potrafi mnie pokonać.- powiedział dumnie
- O widzę, że w końcu pojawił się przeciwnik dla mnie. – zaśmiał się Mike.
Usłyszałam jak wszyscy zbiegają po schodach.
- Ej co robimy?
-Chodź na dół. Pośmiejemy się z nich a potem ty pokonasz ich w fifę i będzie supcio – zaśmiała się Al  -Przekonałaś mnie.

-Siema cieniasie. –spojrzałam na Mika- Widzę, że gracie w fifę i nawet mnie nie zawołacie. – uśmiechnęłam się zadziornie – boicie się, że przegracie z dziewczyną czy co?
- Hahahaha. –zaśmiał się Harry i odwrócił się w moją stronę, co Mike bezlitośnie wykorzystał i strzelił mu bramkę zakańczając pojedynek. – Ej. To  nie fair. Rozmawiałem z Vicktorią. –powiedział oburzony- Żądam rewanżu!
-Okej, ale w rewanżu zamiast Mika gram ja. Chyba się nie boisz Harry?
-Zgoda.
-No to zgoda. – Mike podał mi pada kręcąc głową.
-Nawet nie wiesz w co się wkopałeś bracie! – powiedział gdy gra się zaczęła. Ustawiliśmy grę na czas a nie na ilość bramek . Gdy trafiłam pierwszego gola Hary powiedział, że dał mi fory i teraz zaczyna prawdziwą grę co szczerze mówiąc rozbawiło nie bo on pocił się jak szalony i wymachiwał padem we wszystkie strony jednak na nic mu się to nie zdało. Postanowiłam dać mu fory i pozwolić mu strzelić bramkę. Przestałam cokolwiek wciskać. Z gardła Harrego wydobył się krzyk radości.
-Tak to jest jak gra się z dziewczyną. Bardzo łatwo ją opykać. – uśmiechnął się dumnie, co wyprowadziło mnie z równowagi.
-Uważaj chłopcze, bo to nie była moja gra. – chwyciłam pada i zaczęłam się bawić. Strzeliłam Harremu 3 gole podczas gdy on nie potrafił przejąć piłki, gdy strzeliłam mu kolejnego gola jego mina była bezcenna. Czas dobiegł końca a ostateczny wynik to 5-1 dla mnie.
-To jest właśnie moja mściwa siostrzyczka, ona na początku dawała Ci ogromne fory Harry. Oj ale wkurzyłeś ją tym teksem o dziewczynach. Widzieliście jaką kontrę od razu przeprowadziła. Dawno nie widziałem żeby się na kogoś tak uwzięła. Jak gra ze mną to zawsze daje mi fory. Łał. Pokazałaś klasę siostra . Piona – wyciągnął rękę w moją stronę na co odpowiedziałam mu tym samym gestem.
- Świetnie grałeś, ale na przyszłość unikaj głupich komentarzy o przeciwnikach gdy nie znasz ich mocy. – uśmiechnęłam się w stronę Harrego
- Postaram się zapamiętać. A… gratuluję wygranej i przepraszam za ten głupi tekst o dziewczynach. Co w ogóle mi przyszło do głowy. – walnął fejspalma i odwzajemnił uśmiech.
- No dobra już sobie tak nie słódźcie. Teraz moja kolej. Chodź tu Vic. Muszę Cię pokonać – uśmiechnął się wyzywająco Louis.
-Hahaha. Widzę, że lubisz porażki, Kolego. – usiadłam na kanapie łapiąc szybko pada w dłonie. Wszyscy trzymali kciuki za Louisa jednak nie oddało mu się wygrać. Cały dzień minął nam na rozgrywkach fify. Naprawdę zajebisty dzień - jak każdy spędzony z tymi wariatami. Chłopaki pojechali do domu ok. 23 bo mecz między Louisem a Mikiem nie mógł dobiec końca. Aż w pewnym momencie Harry zdenerwował się i odłączył wtyczkę od gniazdka po czym telewizor zgasł. Louis jeszcze przez dobre 15 minut marudził, że mecz mógł zakończyć się na jego korzyść i mówił coś jeszcze, że przyjedzie tu jutro żeby rozstrzygnąć spór. Na pożegnanie pocałowałam wszystkich w policzek, ale gdy podeszłam do Harrego poczułam dziwne uczucie. Bardzo przyjemne, którego nie doświadczyłam jeszcze nigdy w całym swoim życiu. Dałam mu buziaka w policzek po czym 1D opuściło mój dom. Machałam im aż ich auto nie zniknęło za zakrętem.  To był fantastyczny dzień. Właśnie z taką myślą zasnęłam.

sobota, 20 października 2012

Chapter 3 - "co ty do cholery robiłaś Vic?"


Idziemy przez plażę tylko ja i on. W oddali widać płatki róż porozrzucanych na piasku oraz koc. Nagle wskakuję na Harrego i biegniemy w stronę koca z jedzeniem. Hary biegnie bardzo szybko, po czym przewraca się na piasek. Oboje wybuchamy gromkim śmiechem . On przyciąga mnie do siebie. Zbliża swoje lekko różowe usta do moich. Nagle słyszę natarczywy dzwonek do drzwi i uświadamiam sobie, że miałam sen z Hazzą w roli głównej. Cisza. Drzwi do mojego pokoju otwierają się 6 wariatów rzuca się na moje łóżka. Pewnie mieli nadzieje, że mnie obudzą. Niestety tylko mnie zgnietli.
-Aaaaaaaaa!!!!!!!! Złaźcie ze mnie wariaci! – zaczęłam krzyczeć jak jakaś nienormalna – nie mogę oddychać. – po chwili został już tylko Harry. Przed oczami miałam scenę ze snu. Marzyłam żeby się spełniła, ale nie mogłam po sobie pokazać, że jestem łatwa. – Ej. Harry… czy mógłbyś ze mnie łaskawie zejść?
- Muszę to przemyśleć…. No więc… NIEEEE- zaczął mnie gilgotać. Ja złapałam za poduszkę i zaczęłam go bić nią po głowie. 5 pozostałych nie mogła wytrzymać ze śmiechu. Niall zwijał się ze śmiechu a Louis dla dodatkowej zabawy zaczął to wszystko komentować. Nagle poduszka pękła. Wszyscy – i wszystko- byliśmy w pierzu. Harry jak na złość zaczął dodatkowo jeszcze czochrać moje włosy, przez co pióra powplątywały się na dobre. Nie miałam innego wyjścia. Musiałam iść do fryzjera. Hazza wziął na siebie całą winę związaną z moimi włosami i postanowił zafundować mi wizytę w salonie fryzjerskim. Poszliśmy do mojego ulubionego studia, gdzie obcinał mój zaprzyjaźniony fryzjer – Andy. Gdy tylko mnie zobaczył najpierw krzyknął a potem wyprosił panią, która była następna w kolejce i posadził mnie na fotelu zadając zasadnicze pytanie – „co ty do cholery robiłaś Vic?”. Ja tylko zaśmiałam się i spojrzałam na Harrego. Andy spiorunował go spojrzeniem i pierwsze co przyszło mi na myśl „gdyby spojrzenia mogły zabijać” . Zaśmiałam się po cichutku z tego co wymyśliłam. Nie uszło to uwadze chłopaków i niemal równocześnie spytali
-Vic? Wszystko okej?- znów się zaśmiałam i nie odpowiedziałam na pytanie.
Po około 15 minutach Andy zaczął ignorować Harrego i jak zwykle rozpoczął konwersację
- No tak. Czemu dziś milczysz jak zaklęta? Poopowiadaj mi ploteczki z życia rodziców? Może coś nowego w hotelach? Jakaś aferka? – widziałam, że Harrego ewidentnie zaczął interesować temat mojej rodziny więc stwierdziłam, że czemu nie… opowiem co nieco.
- Ach. Przepraszam cię kochany ale zamyśliłam się.
-Zamyśliła się… pięknie – żachnął się fryzjer
- Och no. Już już –wystawiłam mu język na co on teatralnie przewrócił oczami  - Nic mi nie wiadomo o żadnej aferce, ale w biurze jak zwykle mają dużo roboty bo rodzice nie przyjechali do mnie do szpitala tylko przysłali mi tableta z dopiskiem, że przepraszają i że jest im strasznie przykro ale mają duży natłok pracy więc nie mogą przyjechać. Matka nawet parę razy do mnie dzwoniła, że nie rozumie mojego zachowania. I to chyba tyle z nowości.
- Wytłumaczyłaś jej o co chodziło?
- A po co? I tak by nie zrozumiała. Co ona o mnie wie? Nie zdziwiło by mnie to gdyby mnie nie poznała po przyjeździe do domu.
- Nie mów tak. Rodzice was kochają i Ciebie i Mika. Pamiętaj o tym. To, że nie zawsze mogą z wami być to o niczym nie świadczy.
- Czy ty słyszysz co mówisz. Oni to czasami nie mają czasu żeby na święta przyjeżdżać. Nie broń ich bo to wcale nie polepsza sytuacji – nikt się więcej nie odezwał oprócz Andyego gdy mówił, że właśnie skończył i że zabieg był na koszt firmy. Przy wyjściu podziękowałam mu i przytuliłam go na pożegnanie. Harry był wyraźnie zmieszany. Nie wiedział co powiedzieć. Dlatego też milczeliśmy aż do powrotu do domu. Przy wyjściu powiedziałam tylko
-Przepraszam Cię. Nie chciałam żebyś był świadkiem tej kłótni. Jakbym mogła cię prosić to zostaw to dla siebie. Okej?
- Jasne. Nie ma sprawy – uśmiechnął się ciepło. Odwzajemniłam uśmiech po czym wysiadłam z auta. Wyszliśmy do domu i to co zobaczyłam zbiło mnie z tropu. Louis i Zayn śpiewali coś o tym, że chcą zostać smerfami. Lex i Niall całowali się. Mike i Liam siedzieli przed telewizorem popijając herbatkę i ignorując to co działo się wokół nich. W całym domu panował ogromny bałagan. Chyba jeszcze nigdy takiego nie było w tym domu. Ann gdy tylko nas zobaczyła krzyknęła
-Dzięki Bogu! Vic ogarnij tą hałastrę! Bo Mike jakoś nie pali się do pomocy. Błagam Cię!- wyglądała jakby miała się popłakać. Harry ciągle się nie odzywał. Chyba naprawdę zaskoczyła go ta sytuacja.
-HEJ! OGARNIJCIE SIĘ DEBILE!!!!! Lex chodź tu! Niall ty zostań i pozbieraj te chrupki! Zayn zdejmij z głowy ten wazon! Louis zostaw ten fortepian!- wszyscy byli widocznie zniesmaczeni moimi prośbami. Al. Nie potrafiła utrzymać się na nogach. Nagle poczułam jak jakaś zaczarowana lampeczka zaświeca się nad moją głową. No tak. Oni się po prostu się schlali! Wszyscy jak jeden. Tego już było dla mnie za wiele. Jedną z zalet pijaństwa Alex jest to, że łatwo ją podpuścić.
-Alex. Założę się, że ty, Louis, Zayn i Niall nie jesteście w stanie posprzątać całego domu w ciągu 2 godzin.- powiedziałam z szyderczym uśmiechem
-Oj Vicky, Vicky. Znamy się od tak dawna a ty ciągle mnie nie znasz. Mogę się założyć o 20 dolców, że damy radę.- powiedziała niezwykle dumna z siebie Lex
-Przyjmuję wyzwanie- podałam rękę dziewczynie –Harry przetnij. – chłopak wreszcie się poruszył, po przecięciu zakładu dziewczyna rzuciła się w stronę salonu krzycząc przy tym na chłopaków żeby jej pomogli. Jeszcze nigdy nie widziałam jej żeby się w coś tak wczuła. Chłopaki pomagali jej jak potrafili chodź było to ciężkie bo ciągle w coś wpadali albo jak już coś ułożyli to za chwilkę ktoś inny to przewrócił. W sumie to było to bardzo zabawne. Po ok 2 godzinach dom lśnił. Dosłownie bo Louis uparł się, że musi wypolerować moje instrumenty tj. fortepian, gitarę, skrzypce, perkusję, keyboard i klarnet – tak tak wiem, jak to możliwe… a co innego miałam do roboty w pustym domu? Wracając do tematu Alex wygrała zakład i musiałam dać jej obiecane 20 dolców. Bardzo ucieszyła się faktem wygranej. Około 21 Harry i Liam stwierdzili, że będą się zbierać. Pomogłam im odprowadzić chłopaków do auta. Gdy już pojechali „zawlokłam” Lex do pokoju i położyłam do łóżka. Z Mikiem nie miałam problemu bo już wcześniej stwierdził, że chce mu się spać i poszedł do pokoju. Wchodząc do pokoju odsapnęłam i cieszyłam się, że dzień dobiegł już końca. Jedyne o czym marzyłam tego wieczora to długa, relaksująca kąpiel i spokojny sen. Wzięłam z pokoju tylko piżamę i pomaszerowałam w stronę łazienki. Napuściłam ciepłą wodę do wanny, dolałam swój ulubiony płyn do kąpieli –biała czekolada – i zanurzyłam się w przyjemności. Leżąc w wannie zaczęłam rozważać to co wydarzyło się w dniu dzisiejszym. Po pierwsze byłam cholernie dumna z Mika, że nie pił alkoholu. Po drugie zaskoczyło mnie zachowanie Harrego, mówił coś tylko wtedy gdy zmuszała go do tego sytuacja i najczęściej było to ‘mhm’, ‘aha’, ‘ dokładnie’ albo ‘masz rację’. Miałam wrażenie, że tylko ciałem był z nami w domu a duszą i myślami w jakimś odległym miejscu. Parę razy nawet zarumienił się gdy zobaczył, że go obserwuję. Ewidentnie unikał rozmowy i kontaktu wzrokowego co zbiło mnie z pantałyku. Odnoszę wrażenie, że ma to związek z dzisiejszą rozmową, której był świadkiem. Spędziłam tak 0,5 godziny rozmyślając gdy zauważyłam, że woda w wannie jest już zimna. Szybko wyskoczyłam z wody. Wytarłam się i użyłam mojego ulubionego waniliowego balsamu. Ubrałam się w piżamkę w serduszka i poszłam do sypialni. Ubrania rzuciłam w nieładzie na krzesło a sama wskoczyłam do łóżka i sama nie wiem kiedy zasnęłam.
- Co jest grane – powiedziałam zaspana. Sądząc po tym jak ciemno jest na dworze musiał być środek nocy. Nade mną stała Lex z wielkim grymasem na twarzy.
- Vic. Wiesz jak ja cię kocham? – powiedziała robiąc słodką minkę.
- Nie wiesz gdzie jest aspiryna prawda? – niczym nie zaskoczona nie odpowiedziałam.
- Skąd wiedziałaś? – powiedziała wyraźnie zbita z tropu.
-Ach. No wiesz . Ta moja intuicja –uśmiechnęłam się i po cichutku zeszłam do kuchni. Wyjęłam z najwyższej półki lek. Następnie udałam się po szklankę, nalałam do niej wody i wrzuciłam lekarstwo. Gdy weszłam do pokoju Lex już spałą na moim łóżku. Tylko uśmiechnęłam się do siebie i za chwilkę do niej dołączyłam.
__________________________________________
Ym. no tak. Jest nowy rozdział jednak nie jestem z niego zbytnio dumna. Szczerze mówiąc nie wyszedł tak jak chciałam i pisałam go "na szybko" bo chciałam zdążyć z dodaniem go dziś. No nic . Zostawiam to waszej  ocenie.
No tak. Zapomniałabym całe opowiadanie będzie miało ok 10-15 rozdziałów i epilog. Nie zakończy się happy endem. Jak każde z moich opowiadań zresztą. No nic to.

Pozdrawiam

xoxo

niedziela, 14 października 2012

Chapter 2 - " CO TY KURWA ROBIŁEŚ W DAMSKIM KIBLU?"

O boszz. Już grubo po 12 a Lex jeszcze nie ma mimo, że miała być o 10. Gdzie ona jest? No kurwa. Te dziewczyny ze szpitala mnie do nerwicy doprowadzą. Już od 15 minut piszczą jakby ducha zobaczyły. Aż boję się wyjść i zobaczyć o co chodzi. Nagle drzwi się otwierają i gdy już miałam zacząć krzyczeć na Lex zobaczyłam ją i 5 chłopaków. Zamurowało mnie. Albo mi się wydaje albo Al płacze.
-Kim jesteście i czemu Alex płacze?- Wstałam z łóżka z rękami ułożonymi w pięści i zaczęłam iść z impetem w ich stronę
-Spokojnie! – tleniony blondynek próbuje uspokoić sytuację, mimo że widać w jego oczach strach- nie wiemy czemu ona płacze. Być może dlatego, że jesteśmy One Direction i jesteśmy super ciachami. A ‘propos zjadłbym ciastko.
-Wybaczcie mi moje zacofanie ale kim jesteście? One co? Nie kojarzę was. A tak wgl to co wy tu robicie? Hmm?
-No więc jesteśmy One DIRECTION – podkreślił chłopak w kraciastej koszuli- przyszliśmy tutaj Cię odwiedzić. Harry- tu wskazał na chłopaka w loczkach- nie mógł już wytrzymać żyjąc w niewiedzy co się z tobą dzieje i czy jeszcze żyjesz. Chciał się upewnić, że wykonał telefon w odpowiednim momencie.
-Że co? To ty!? To przez ciebie jeszcze żyję?
- Em. Chyba dzięki mnie? Nie masz za co dziękować.- tu uśmiechnął się nieziemsko i znów ujrzałam w nim anioła – mojego zielonookiego anioła.
- Taa. No spoko. Tylko jedno pytanie nurtuje mnie od tygodnia. CO TY KURWA ROBIŁEŚ W DAMSKIM KIBLU?
-yyy - tu zaczerwienił się- no bo tego. No. Bo ja. Em. Bo Louis. On. No. Jakby to. Em. Zakład. I ja. No. Nie miałem wyboru. OK?
-Co? Nic nie zrozumiałam. Czy ktoś może mi wytłumaczyć co on do mnie powiedział?
- Okej no to może ja? W sumie to przeze mnie on tam musiał wejść. Przegrał zakład i musiał wejść do damskiej toalety i coś tam zrobić no ale nie ważne. – pasiasty chłopak odwrócił się do Harrego- Ej ej! A ty wiesz, że ty jeszcze nie wykonałeś do końca tego zadania- uśmiechnął się tryumfalnie.- Wiesz jakby co to tu też mają damskie toalety Harry.
- Chyba jednak wykonam zadanie przy innej okazji.- uśmiechnął się sztucznie
-Dobra. Nie chcę już tutaj dłużej siedzieć. Lex idziemy do mnie? –zapytałam
-No a my? – odezwał się mulat
-Eee? Może macie ochotę do mnie wpaść? – powiedziałam z udawanym uśmiechem, mając nadzieję, że odmówią wymigując się natłokiem zajęć
- Jasne. Akurat mamy dziś wolny dzień- powiedział chłopak w kraciastej koszuli. Cicho jękłam.
-W takim razie zapraszam. Alex chodźmy - ciągle stała jak wmurowana. Mało brakło a wybuchłabym śmiechem. Dlatego delikatnie szarpnęłam ją za rękę i wyszłyśmy z sali.
*Harry*
Dziewczyny cięgle o czymś szeptały i chichotały. Gdy doszliśmy do naszego auta posadziliśmy Vicky obok Louisa żeby pokazała mu drogę do jej domu. Strasznie ciekawiło mnie, co sprowokowało dziewczynę do tej akcji w galerii? Może brak pieniędzy? Kłopoty w rodzinie? Zdrada? Hmm? Prędzej czy później się dowiem. O kurcze. Raczej pierwsza opcja odpada bo dziewczyna kazała skręcić Lou do jednej z najbogatszych dzielnic w okolicy. Podjechaliśmy pod nieźle odpicowaną chatę gdzie Vic kazała się zatrzymać. Widać, że dziewczyna zaczyna się do nas przekonuje – a tak właściwie do Louisa, Nialla i Liama.  
WOW! To jedyne co potrafię z siebie wydusić.
- Jestem już w domu!!!! – krzyknęła Vicky. Z jednego z pomieszczeń wybiegła kobieta. Pewnie jej babcia. Uściskała ją i ucałowała. Wyglądała jakby zobaczyła ducha.
-Ann? Co się stało? – zapytała Vicky z troską
- Kim są ci chłopcy?
- Em… znajomi. Ten chłopak w loczkach, – tu wskazała na mnie- to on mnie znalazł wtedy w łazience. Niespodziewanie kobieta do mnie podbiegła uściskała i szepnęła cicho dziękuję. Zawstydziłem się.
- Nie ma za co, to był mój obowiązek. Każdy na moim miejscu by się tak zachował.
-Dobra chodźcie do salonu. Ja w tym czasie się wykąpię i przebiorę. – powiedziała Vic i zaprowadziła nas do dużego, przestronnego i nowoczesnego pomieszczenia. Na środku stała kanapa, trzy fotele, ława i telewizor ok. 50 cali. W lewym rogu pokoju stał fortepian a nad nim wisiało wiele dyplomów oraz była półka z nagrodami. Najróżniejszymi. Sportowymi, muzycznymi i naukowymi. Ciekawe do kogo należą?
Dziewczyna pokazała nam wielką szafkę pełną płyt DVD i powiedziała, żebyśmy sobie coś wybrali i załączyli po czym wyszła. Za chwile słychać było, że się z kimś kłóci. Lex powiedziała, że w tym domu to normalne. Ciekawe stwierdzenie.

*Vicky*
-Gdzie ty byłaś?- zapytał przestraszony Mike
-Nagle cię to zaczęło interesować? Czyżby nie maił ci kto przynieść aspiryny? Naprawdę przepraszam, że mnie nie było i musiałeś tak cierpieć. Chociaż w sumie teraz już wiesz jak ja się czuję odkąd zacząłeś pić.
-Przepraszam. Wiem zjebałem na całej linii. Kurcze złamałem obietnice, miałem cię chronić a jak zwykle zawaliłem. Przepraszam. I chciałem Ci się pochwalić, że wczoraj uczęszczam na kurację odwykową.- uśmiechnął się a ja jak dziecko wtuliłam się w niego i poczułam się tak jak dawniej.
-Dziękuję. – delikatnie uśmiechnęłam się czym widocznie go zaskoczyłam.- Dobra ja idę się kąpać. A ty idź zabaw gości czy coś- oboje zaśmialiśmy się i poszłam do pokoju  Wzięłam ubranie: czerwoną bluzę z UCLA, czarne rurki i czerwone conversy. W łazience rozluźniłam się i gdy na moim ciele znalazły się pierwsze krople z prysznica poczułam jak z wodą zaczynają spływać wszystkie troski i ból. Coś dziwnego zaczyna się w moim życiu. Czuję, że już nic nie będzie takie jak dawniej, odnoszę wrażenie, że chłopaki nie przypadkiem pojawili się w moim życiu. To oni będą głównym źródłem zmian.
Po skończonej kąpieli wyszłam na balkon by przemyśleć to wszystko. Nagle ktoś położył dłoń na moim ramieniu. Okazało się, że był to nie kto inny jak Harry.
- Hej. –powiedział cicho
-No cześć. Co cię sprowadza w moje skromne progi?
-Em. Szczerze? Sam nie wiem. Jest w tobie coś takiego, że odkąd cię zobaczyłem każda komórka wewnątrz mnie pragnie cię widzieć, przebywać z tobą i z tobą rozmawiać. To jest silniejsze ode mnie. Wiem, że teraz myślisz, że jestem jakimś psycholem czy coś ale trudno. Musiałem ci to powiedzieć.- no zamurowało mnie –mój anioł pragnął rozmowy ze mną. To było dziwne! Chociaż… nie. „Zaskakujące” to jest dobre słowo.
- Wiesz co ci powiem Harry. Czuję to samo.- co ja gadam. Czemu ja to gadam? – Czuję się dość dziwnie w twojej obecności. Nie zrozum mnie źle. Mówię to w pozytywnym sensie, bo jeszcze nigdy nie czułam się tak gdy ktoś jest obok mnie.
-Uff. Czyli nie tylko ja jestem walnięty – zaśmialiśmy się.
-O znalazły się nasze zguby. Siedzą i rozmawiają sobie niczym dwa gołąbeczki na tym pięknym jak kwiat lotosu balkonie – powiedział Louis tłumiąc śmiech
- Ładnie to tak podsłuchiwać panie Marchewkowy- Hary zaśmiał się cicho.
- Oj panie Haroldzie! Już my sobie porozmawiamy w domu. – Louis poruszył zabawnie brwiami. Wtedy nie wytrzymałam- wybucham śmiechem a chłopaki razem ze mną.
Gdy schodziliśmy na dół nie mogliśmy się jeszcze ogarnąć więc nieuniknione były spojrzenia dezaprobaty ze strony pozostałych. Ale Niall i Lex też długo nie wytrzymali i przyłączyli się do nas. Już po chwili po całym domu roznosiły się salwy śmiechu.  Jedyną osobą, której nie ruszyły nasze wygłupy była Ann. Stała w drzwiach kuchni, z pobłażliwą miną kręciła głową i mruczała coś pod nosem. W takim klimacie minął nam cały dzień i chłopcy musieli już jechać do domu ale obiecali, że wpadną do nas następnego dnia. Z każdym z chłopaków pożegnałam się buziakiem w policzek. Jednak byłam prawie pewna, że Harry zarumienił się gdy go pocałowałam.
Kiedy chłopaki opuścili już dom obie równocześnie zaczęłyśmy gadać jak najęte. W trakcie rozmowy przebrałyśmy się w piżamki i poszłyśmy się położyć. Jedyne o czym wtedy myślałam to o tym, że w końcu znalazłam swoją rodzinę i o dziwnej reakcji lokatego na mój pocałunek. Nawet nie zauważyłam kiedy Lex zasnęła, ale po chwili ja również udałam się do krainy Morfeusza.


xoxo Vicky ; *

piątek, 12 października 2012

Chapter 1 - "Zielonooki Aniol"



Hej. Mam na imię Vicky i opowiem wam moją historię. Zacznę tak trochę... inaczej niż wszyscy.
               Nigdy nie zastanawiałam się jak spotkam swoją miłość. Może dlatego, że dopóki jej nie spotkałam byłam obojętną na świat szarą myszką, która bała się wyrażać własną opinie. Byłam zdolną, ambitną, skromną i naturalną nastolatką. Nigdy nie piłam alkoholu, nie miałam w ustach papierosów oraz nie wciągałam żadnych świństw, które tylko niszczą życie. Niczego mi nigdy nie brakowało za wyjątkiem prawdziwej rodzicielskiej miłości. No tak wchodzę na drażliwy temat. Rodzice. Nie jestem pewna czy mogę ich tak nazwać. Myślę, że określenie prawni opiekunowie to maksimum jak mogę ich nazwać. Nigdy ich przy mnie nie było gdy ich potrzebowałam, gdyż cięgle byli zapracowani byśmy razem z moim bratem mieli "lepszą przyszłość i nie musieli pracować". Co z tego, że mam kasy jak lodu skoro nie mam rodziców. Nie mam mamy, z którą mogłabym poplotkować o chłopakach czy porozmawiać o swoim pierwszym okresie. Nie mam ojca, który straszyłby mnie, szlabanem za złe oceny. Mam brata. Mika. Niewiele o nim wiem bo rzadko bywa w domu, lecz jak już w nim jest to albo jest pijany w 3 dupy albo rodzice przyjeżdżają na weekend. No tak. Znów zapomniałam o czymś. Cholera. Moi rodzice to typowi pracoholicy. Mają własny hotel. Tak właściwie to sieć hoteli na całym świecie. Matka jest marketingowcem, - w skrócie siedzi w biurze i myśli jak rozreklamować hotel- a ojciec dyrektorem - ciągłe delegacje i służbowe spotkania. Zastanawiam się jak to możliwe, że mieli czas żeby spłodzić dwójkę dzieci. Wychowała mnie niania -Ann. Jest dla mnie jak babcia, której swoją drogą nie widziałam od 4 lat. Zastanawiam się czy jest coś jeszcze co powinniście o mnie wiedzieć. Aaaa.. Już wiem. Mam przyjaciółkę Alex. Chociaż... nie.... miałam przyjaciółkę Alex. Teraz przyszedł czas żebym coś wyjaśniła. Pewnie zastanawiasz się czemu na początku napierdala... sorki... czemu na początku mówiłam do Ciebie w czasie przeszłym. Otóż poznałam pewnego chłopaka - Celeba. Przez niego zmieniłam się  nie do poznania. Nie tylko zewnętrznie, - mocny makijaż i te sprawy- ale także wewnętrznie. Moje zachowanie było i chyba ciągle jest nieznośne. Zaczęłam pić, palić i ćpać. To jak zaczęłam się zmieniać zaczęło przerażać wszystkich w moim otoczeniu - Ann, Alex, znajomych ze szkoły, nauczycieli i nawet dyrektorkę.  Robiłam wszystko by udowodnić Celebowi, że go kocham. Pewnego dnia powiedział, że jeśli naprawdę go kocham to mam się z nim przespać. Byłam w nim ślepo zakochana, - tak teraz to widzę- zrobiłam to z nim. Po skończonym stosunku powiedział tylko "mała, dobra jesteś ale znam takie, które mają sprawniejszą cipkę" i zniknął. Tak po prostu. Nie odbierał telefonów, nie odpisywał na smsy i maile. Wyjechał z miasta i słuch po nim zaginął.
Miesiąc po jego odejściu byłam na skraju wyczerpania nerwowego. Ann już nie mogła ze mną wytrzymać. Wysłała mnie na odwyk. Udało się. Skończyłam z tym. Minął rok a on wrócił. Nie sam lecz z jakąś laską. Myślałam, że się już z niego wyleczyłam, ale nie było nic bardziej mylnego. Nie mogłam znieść widoku jego i tej dziewczyny. Dzień w dzień chodził z nią po moim osiedlu. W nocy dręczyły mnie koszmary. Nie wytrzymywałam psychicznie. Poszłam do łazienki i wzięłam żyletkę ojca. Włożyłam ją do portfela mówiąc Ann , że wychodzę do galerii - nie kłamałam . Najpierw jednak poszłam na London Eye. To moje ulubione miejsce na świecie. Po przejażdżce udałam się do galerii. Jeszcze przed wejściem zadzwoniłam do niani, i podziękowałam jej za to, że była przy mnie w najgorszych chwilach mojego życia i, że nigdy się nie poddała nawet gdy było bardzo ciężko. Wiedziałam, że nie ma szans żeby dojechać na miejsce przez najbliższą godzinę dlatego spokojnie mogłam dojść do damskich toalet. Będąc w środku nie zwracałam uwagi na te wszystkie kobiety, które patrzyły na mnie z pogardą. Z moją egzekucją poczekałam aż całą toaleta opustoszeje. Czekałam ok. 30 minut i w końcu ostatnia kobieta wyszła. Nadszedł już czas. Mój czas. Rozsunęłam moją torebkę z Louisa Vuittona, którą dostałam od rodziców na 15 urodziny. Wyciągnęłam z niej portfel i powoli go otworzyłam. Delikatnie wysunęłam przyrząd śmierci. Ostatni raz pomyślałam o życiu, przeżegnałam się i przesunęłam swoją srebrną przyjaciółką wzdłuż nadgarstka. Poczułam ból. Ale taki dobry ból. Nie taki jak ktoś łamie ci nos czy coś w tym stylu. Czułam jak wszelkie smutki ze mnie upływają - jak upływa ze mnie życie. Czuję, że przestaje panować nad własnym ciałem, upadam i chyba wypadam na kafelki z mojej kabiny. Nad sobą widzę anioła o zielonych oczach z bujną grzywą na głowie.
-A więc tak wygląda niebo. Bóg się nie postarał. Chodź aniołów ma całkiem zacnych - cicho szepczę. W odezwie słyszę
- Piękna to jeszcze nie twój czas, wytrzymaj chwilę i wszystko będzie dobrze. Pogotowie zaraz tu będzie.
- Nie, proszę nie. Nie pozwól im mnie uratować- lecz było już za późno do toalety wpadli ratownicy  z noszami w tle słyszałam tylko "trzeba szybko jechać do szpitala", "straciła dużo krwi", "ma szczęście, że ją znalazłeś".
Tu kończy się moja historia.
A teraz co? Leżę w szpitalu podpięta do jakiegoś gówna. Rodzice jak zawsze nie mogli przyjechać ale za to kupili mi nowego tableta. Brat pewnie najebany leży w łóżku i zastanawia się czemu jeszcze nie stawiam mu aspiryny przed twarzą… i wiesz co teraz czuję? Cholerne, pierdolone rozgoryczenie. Tak znów zostałam sama. Bez żadnego wsparcia ze strony rodziny. Mój telefon po raz kolejny wibruje jak szalony a ja znów na niego nie patrzę bo nie mam ochoty słuchać jak to mamie się zrobiło przykro, że chciałam umrzeć. Gówno prawda. Nagle sobie przypomniała, że ma dzieci. No proszę Cię. Ale wiesz co. Dzięki rodzinie znalazłam Ciebie. Czytelnika. Dziękuję, że jesteś. Cholerny telefon. Ale zaraz ten dzwonek jest zarezerwowany tylko dla Alex. Tak to ona. Zaraz się okaże o co chodzi….
*
-Halo – mówi  z nadzieją- Alex to ty?
-No a kto ? Czemu ty im to robisz? Nie rozumiesz, że ich ranisz?!- Alex zaczęła wrzeszczeć jak szalona. Jedyne o czym teraz myśli Vicky to co zmusiło dziewczynę do wykonania tego telefonu- Halo Vicky jesteś tam?
- Tak.
- O. Tak to jedyne na co cię stać? Nie wierze. Victoria ty naprawdę się zmieniłaś!
- Czemu tak twierdzisz? Dlatego, że przestałam widzieć sens życia. Czy dlatego, leżę w szpitalu? Czy może dlatego, że nie odbierałam telefonów od matki? Proszę Cię. Ona nawet nie wie kiedy mam urodziny. To żałosne. Jej córka leży w szpitalu a ona wysyła jej tableta z dopiskiem „przepraszam ale muszę zostać w pracy”. Wyobrażasz sobie żeby twoja mama coś takiego zrobiła? Nikt mnie nie kocha oprócz Ann, chociaż ją pewnie też już zaczynam irytować swoją egzystencją? Więc wytłumacz mi proszę po co mam żyć? Dla kogo? - powiedziała Vicky z łzami w oczach i gdy miała się już rozłączać usłyszała hałas otwieranych drzwi i zobaczyła w nich nie kogo innego jak Alex. Pierwsze co zrobiła dziewczyna po zamknięciu drzwi to rzuciła się na Vic i powiedziała szeptem
-Dla mnie Vicky, dla mnie. Dla twojej najlepszej przyjaciółki, która nigdy nią nie przestała być. Myślałam o tobie 24/7 a ty nawet nie odbierałaś telefonów, w końcu zmieniłaś numer. Wiesz jak ja się wtedy czułam? Dobrze, że Ann podała mi twój nowy numer.
-Kocham Cię Alex. Tęskniłam – powiedziała Vic i przytuliła Lex.
*
Gadałyśmy z Alex już prawie 5 godzin gdy nagle do Sali wszedł lekarz i powiedział, że moje wyniki są już dobre i jutro dostanę wypis. Ucieszyłam się i od razu umówiłyśmy się z Lex na zakupy jutro.
Było już grubo po 21 więc Alex musiała już iść do domu, ale obiecała, że przyjdzie po mnie jutro.
No cóż…. o nie . Znów przyszła pielęgniarka żeby zmierzyć mi temperaturę i pobrać próbkę krwi do kolejnych badań.
Okej no to dobranoc Mordeczko.
Kolorowych snów.
Ps.Ciągle czekam na spotkanie mojego zielonookiego Anioła z damskiej toalety!


xoxo Vicky

Opowiadanie II

I won't let you go
Chapter 3
Chapter 4
Chapter 5
Chapter 6
Chapter 7
Chapter 8
Chapter 9
Chapter 10
Epilog

Opowiadanie I

Goodnight and joy be with you all

Bohaterowie - "Goodnight and joy be with you all"

Liam Payne (18l.)
Zayn Malik (18l.)
Harry Styles (17l.)

Louis Tomlinson (19l.)
Niall Horan (17l.)
Victoria Vicky Rayan (16 l.)
Alexandra Alex Stweart (16l.)

Mike Rayan (18l.)

Celeb Evans (18l.)