niedziela, 21 października 2012

Chapter 4 " Widzę, że lubisz porażki, Kolego."


Rano obudziło mnie delikatne skwierczenie tłuszczu i zapach moich ulubionych naleśników. Szybko wyskoczyłam z łóżka. W piżamie i z jednym kapciem w dłoni a drugim na stopie zbiegłam co sił w nogach po schodach i wpadałam do kuchni gdzie zamiast Ann zastałam Lex. Zaskoczyło mnie to. Ale gdy tylko zobaczyłam dziewczynę, która kierowała się w moją stronę z dwoma talerzami pełnymi naleśników od razu zapomniałam o wszystkim co działo się wokół mnie. Równie dobrze, stado bawołów mogło przebiec przez moją kuchnie i nie zorientowałabym się o tym. Oczywiście o ile nie wbiegłyby w Al.
- Vic! Czy ty mnie słuchasz?! –krzyknęła wyraźnie zirytowana dziewczyna
-Co? Przepraszam zamyśliłam się- odpowiedziałam robiąc oczy kota ze Shreka.
- Yhym. Zamyśliłaś się… no dobra. Ale wracając do tematu weź sos klonowy i możesz też wyciągnąć jakieś owoce z lodówki. Ja w tym czasie idę do salonu z naleśnikami, – tu spojrzała na talerze -  załączam jakiś film i cały dzień spędzamy leniuchując w pokoju.
- Zaskakujące jak szybko wyleczyłaś się z kaca. – uśmiechnęłam się zadziornie
- Kto Ci takich głupot naopowiadał. Ja po prostu mam dobry humorek. I wypiłam już dwie aspiryny – obie zaśmiałyśmy się
- No to załączaj Shreka i nie marudź
- Że co? Oglądałyśmy go już ostatnim razem, i jeszcze poprzednim i jeśli dobrze pamiętam to 30 ostatnich razy też oglądałyśmy Shreka! – powiedziała oburzona
-No proooooooooooosze cię . Wiesz, że to moja ulubiona bajka… no weź.
- Okej. Ale to już ostatni raz kiedy Ci ulegam .- odparła zrezygnowana
- Kocham Cię  - uśmiechnęłam się tryumfalnie i skierowałam się w stronę lodówki skąd wyciągnęłam truskawki, banany, kiwi, jabłka, sok pomarańczowy i sos klonowy. Złapałam jeszcze jakąś miskę, do której wrzuciłam owoce i wzięłam jeszcze 2 szklanki na sok oraz sztućce. Czym prędzej pobiegłam do salonu. Lex akurat załączyła film gdy usłyszałam dźwięk dzwonka mojego telefonu. Pobiegłam szybko do pokoju krzycząc do Alex żeby zastopowała film. Wbiegłam do pokoju i spojrzałam na telefon, który ciągle wibrował. Na wyświetlaczu pojawił się numer, którego nie znam.
-Halo
-Em. Cześć tu Niall. Co dzisiaj robicie?
-Oooo. Siemka. Dzisiaj leniuchujemy… może wpadniecie?
-Już myślałem, że nie zapytasz – usłyszałam śmiech w telefonie
- No to zbierajcie dupy i wpadajcie do nas. – powiedziałam uśmiechając się do siebie
- Postaramy się być najszybciej jak się da, czyli będziemy za ok. 1,5 godziny – zaśmiałam się cicho
-Okej. No to czekamy. Aaa i jeszcze bym zapomniała. Proszę żeby wszyscy byli trzeźwi. Bo nie chcę już słuchać więcej jęków – blondyn zaśmiał się donośnie
- no spoko . Ej Vic…
- No.
- Przepraszam, że musiałaś widzieć nas wczoraj w takim stanie. – powiedział delikatnie zakłopotany
- Spoko. Bywało gorzej. Okej. Już nie marnujmy czasu. Zbierajcie się i przyjeżdżajcie.
-No to paa. Do zobaczenia.
-Pa. Pozdrów wszystkich. – rozłączyłam się. Od razu zapisałam sobie numer do Niallera.
Zeszłam na dół i poinformowałam Al, że chłopaki dziś przychodzą gdy nagle zerwała się na równe nogi i pobiegła do pokoju. Jak mniemam przebrać się. Stwierdziłam, że ja nie będę gorsza i również poszłam się ubrać. Założyłam luźne dresy, T-shirt i bluzę. Oczy delikatnie maznęłam tuszem i na tym zakończyło się moje strojenie. Ale gdy weszłam do pokoju Alex zastałam ją w bieliźnie podczas gdy rozmyślała nad ubraniem. Kazałam jej ubrać jej ulubiony T-shirt z Batmana, niebieskie rurki i żółtą bluzę pasującą do nadruku na koszulce. Ubrała się i też delikatnie przejechała tuszem po rzęsach. Zeszłyśmy na dół i w końcu mogłyśmy zacząć jeść. Obie strasznie wczułyśmy się w film, że nawet nie zauważyłyśmy kiedy chłopaki wbiegli do domu krzycząc na nas, że nie poczekałyśmy na nich z filmem.
A gdy jeszcze dowiedzieli się, że tym filmem był Shrek bardzo się zezłościli i uparli się, że musimy obejrzeć go od nowa. Mi się to nawet podobało, ale jak spojrzałam na minę Lex to wybuchłam śmiechem co spowodowało, że wszystkie oczy skierowały się w moją stronę. Po chwili Alex zaczęła się śmiać razem ze mną co już totalnie zdezorientowało chłopaków, którzy postanowili sami obsłużyć sprzęt i załączyć film. Al przez cały  seans boczyła się na wszystkich co od czasu do czasu powodowało u mnie niekontrolowany wybuch śmiechu. Gdy film dobiegł końca obie równocześnie odetchnęłyśmy co spowodowało salwy śmiechu ze strony chłopaków, my udając obrażone poszłyśmy do mojego pokoju i zamknęłyśmy drzwi przybijając piątkę.
-Myślisz, że skapną się, że tylko udajemy – zapytała nagle
-Wydaje mi się, że nie. Jesteśmy zbyt zajebiste – powiedziałam przykładając ucho do drzwi i usłyszałam, że po drugiej stronie ktoś robi to samo. Przyłożyłam palec do ust i obróciłam się w stronę Lex.
-Siemka! Czemu czatujecie pod pokojem mojej siostry – usłyszałam Mika i cicho zachichotałam
-Ej. Zepsujesz nam plan. – powiedział z wyrzutem Louis, który najwidoczniej siedział pod drzwiami bo mówiąc równocześnie wstał.
-A co obraziły się na was? – zapytał radośnie Mike
- No chyba tak bo weszły tam i się do nas nie odzywają – powiedział Zayn
- E tam nie przejmujcie się bo tylko udają. Przejdzie im . Idziecie zagrać w fifę 13?
- No jasne – powiedział rozochocony Harry. Odezwał się pierwszy raz odkąd przyszli – ale muszę Cię ostrzec, że nikt nie potrafi mnie pokonać.- powiedział dumnie
- O widzę, że w końcu pojawił się przeciwnik dla mnie. – zaśmiał się Mike.
Usłyszałam jak wszyscy zbiegają po schodach.
- Ej co robimy?
-Chodź na dół. Pośmiejemy się z nich a potem ty pokonasz ich w fifę i będzie supcio – zaśmiała się Al  -Przekonałaś mnie.

-Siema cieniasie. –spojrzałam na Mika- Widzę, że gracie w fifę i nawet mnie nie zawołacie. – uśmiechnęłam się zadziornie – boicie się, że przegracie z dziewczyną czy co?
- Hahahaha. –zaśmiał się Harry i odwrócił się w moją stronę, co Mike bezlitośnie wykorzystał i strzelił mu bramkę zakańczając pojedynek. – Ej. To  nie fair. Rozmawiałem z Vicktorią. –powiedział oburzony- Żądam rewanżu!
-Okej, ale w rewanżu zamiast Mika gram ja. Chyba się nie boisz Harry?
-Zgoda.
-No to zgoda. – Mike podał mi pada kręcąc głową.
-Nawet nie wiesz w co się wkopałeś bracie! – powiedział gdy gra się zaczęła. Ustawiliśmy grę na czas a nie na ilość bramek . Gdy trafiłam pierwszego gola Hary powiedział, że dał mi fory i teraz zaczyna prawdziwą grę co szczerze mówiąc rozbawiło nie bo on pocił się jak szalony i wymachiwał padem we wszystkie strony jednak na nic mu się to nie zdało. Postanowiłam dać mu fory i pozwolić mu strzelić bramkę. Przestałam cokolwiek wciskać. Z gardła Harrego wydobył się krzyk radości.
-Tak to jest jak gra się z dziewczyną. Bardzo łatwo ją opykać. – uśmiechnął się dumnie, co wyprowadziło mnie z równowagi.
-Uważaj chłopcze, bo to nie była moja gra. – chwyciłam pada i zaczęłam się bawić. Strzeliłam Harremu 3 gole podczas gdy on nie potrafił przejąć piłki, gdy strzeliłam mu kolejnego gola jego mina była bezcenna. Czas dobiegł końca a ostateczny wynik to 5-1 dla mnie.
-To jest właśnie moja mściwa siostrzyczka, ona na początku dawała Ci ogromne fory Harry. Oj ale wkurzyłeś ją tym teksem o dziewczynach. Widzieliście jaką kontrę od razu przeprowadziła. Dawno nie widziałem żeby się na kogoś tak uwzięła. Jak gra ze mną to zawsze daje mi fory. Łał. Pokazałaś klasę siostra . Piona – wyciągnął rękę w moją stronę na co odpowiedziałam mu tym samym gestem.
- Świetnie grałeś, ale na przyszłość unikaj głupich komentarzy o przeciwnikach gdy nie znasz ich mocy. – uśmiechnęłam się w stronę Harrego
- Postaram się zapamiętać. A… gratuluję wygranej i przepraszam za ten głupi tekst o dziewczynach. Co w ogóle mi przyszło do głowy. – walnął fejspalma i odwzajemnił uśmiech.
- No dobra już sobie tak nie słódźcie. Teraz moja kolej. Chodź tu Vic. Muszę Cię pokonać – uśmiechnął się wyzywająco Louis.
-Hahaha. Widzę, że lubisz porażki, Kolego. – usiadłam na kanapie łapiąc szybko pada w dłonie. Wszyscy trzymali kciuki za Louisa jednak nie oddało mu się wygrać. Cały dzień minął nam na rozgrywkach fify. Naprawdę zajebisty dzień - jak każdy spędzony z tymi wariatami. Chłopaki pojechali do domu ok. 23 bo mecz między Louisem a Mikiem nie mógł dobiec końca. Aż w pewnym momencie Harry zdenerwował się i odłączył wtyczkę od gniazdka po czym telewizor zgasł. Louis jeszcze przez dobre 15 minut marudził, że mecz mógł zakończyć się na jego korzyść i mówił coś jeszcze, że przyjedzie tu jutro żeby rozstrzygnąć spór. Na pożegnanie pocałowałam wszystkich w policzek, ale gdy podeszłam do Harrego poczułam dziwne uczucie. Bardzo przyjemne, którego nie doświadczyłam jeszcze nigdy w całym swoim życiu. Dałam mu buziaka w policzek po czym 1D opuściło mój dom. Machałam im aż ich auto nie zniknęło za zakrętem.  To był fantastyczny dzień. Właśnie z taką myślą zasnęłam.

3 komentarze: