piątek, 29 marca 2013

Chapter 2


W mieszkaniu nastała cisza, której nikt nie potrafił przerwać. Całe 1D wpatrywało się we mnie co powodowało dziwne uczucie, którego chciałam się jak najszybciej pozbyć.
-Chyba sobie za długo nie pomieszkasz w tym nowym domku- powiedział w końcu uśmiechnięty od ucha do ucha Lou.
-Co masz na myśli? – nie bardzo go rozumiałam – i czemu się szczerzysz jak głupi do sera?
-Słoneczko ty moje kochane! – zaczął powoli Louis
-Słoneczko? Serio? – Justin nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem
-Zamilcz Jus! – skarcił go Cody
-Dziękuje! – zwrócił się do Codsa – a więc jak już wcześniej zacząłem Słoneczko ty moje kochane ja i mój Dream team zabieramy Cię w naszą pierwszą trasę koncertową po Wielkiej Brytanii – powiedział po czym się do mnie przytulił.
-Co kurwa robicie? – odepchnęłam go od siebie i rzuciłam pełne nienawiści spojrzenie.
-Siostrzyczko! Chcę Ci się zrekompensować moją długą nieobecnością no i jeszcze potrzebujemy jakiegoś damskiego wokalu! – mówił jak najęty i ciągle się uśmiechał.
-LOUSIE WILLIAMIE TOMLINSON czy ciebie już do końca pojebało? – zaczęłam lekko poirytowana – nie dość, że pojawiasz się po długiej nieobecności jak gdyby nigdy nic, wchodzisz do mojego mieszkania ze swoimi koleżkami, psujesz mi spotkanie z przyjaciółmi to jeszcze chcesz żebym olała moją najlepszą przyjaciółkę a nawet żebym olała wszystko co tutaj mam i pojechała w trasę koncertową z jakimiś obcymi facetami! To chyba lekka przesada!
-Aaa no tak… jeśli chodzi o Julię to ona też może z nami jechać! W sumie ona też ma ładny głos i mogła by z tobą śpiewać! – rzucił długo nie myśląc Lou
- TY JESTEŚ KURWA JEBNIĘTY! Lecz się póki czas! Czy ty kurwa serio myślisz, że ja to wszystko rzucę i pojadę z tobą w jakąś śmieszną trasę?! – nie wytrzymałam i dosłownie wybuchłam.
-Louis wiedziałem, że ty jej to źle przekażesz i nie pokażesz żadnych plusów wyjazdu! – powiedział Harry z litościwym uśmieszkiem. Po chwili odwrócił się w moją stronę – Kochanieńka
-TYLKO NIE KOCHANIEŃKA TY PUDLU JEDEN!- już nie wytrzymywałam ich arogancji
- Oj ciężko będzie – zaśmiał się Zayn
-Uraziłaś mnie ale to nic. Będę kontynuował swoją wypowiedź tak jakbyś mi wcale nie przerwała. Więc spójrz na to tak darmowe wejścia na koncert najbardziej pożądanych facetów na świecie, dostaniesz naszą płytę z autografem od każdego a ode mnie nawet specjalna dedykacja – tu puścił mi oczko -  i najważniejsze przez  ok. 6 miesiące będziesz miała możliwość spotykać się z najprzystojniejszym facetem na ziemi…
- A kogo masz na myśli mówiąc o tym najprzystojniejszym facecie? Macie jakiegoś tajnego 6 członka zespołu, o którym nie mam pojęcia? – Jus i Cody bardzo mocno starali się nie roześmiać.
-Żartujesz sobie dziewczyno? Chyba już najwyższy czas zainwestować w okulary! Chyba wiadome, że chodzi o mnie? – naburmuszył się kędzierzawy
- Widzę, że żart się was dzisiaj trzyma. Zawsze jesteście tacy dowcipni? Serio dzisiaj udało się wam mnie wkręcić. A ten tekst o największym przystojniaku! Sama bym na to nie wpadła.- zaśmiałam się sztucznie – a teraz tak serio. Ktoś jest głodny? Zjadłabym budyń. – już miałam iść do kuchni gdy ktoś złapał mnie za rękę. Okazało się, że to Zayn. Na siłę posadził mnie na kanapie i spojrzał na mnie mega poważnie.
-Nie wiem co się dzieje w tej twojej ślicznej główce. Nie interesuje mnie to, ale mogłabyś okazać trochę szacunku dla moich przyjaciół! Powinnaś się cieszyć, że Louis cię wcześniej poinformował o tym wyjeździe! Więc jedziesz czy ci się to podoba czy nie ! Nie masz innego wyjścia! A teraz grzecznie wstaniesz, przeprosisz Lou i Hazzę a potem grzecznie pójdziesz się uczyć naszych piosenek do występu! – gdy skończył puścił mnie a ja długo nie myśląc walnęłam mu z liścia.
-Nie masz żadnego prawa do mnie tak mówić! Nie mam zamiaru nikogo przepraszać za swoje myśli! Nie mam również zamiaru jechać z wami w tą jebaną trasę! –już miałam wyjść z salonu ale jednak stwierdziłam, że muszę coś dodać – No i jeszcze nie życzę sobie żebyś mówił do mnie takim tonem i mi rozkazywał! Zrozumiałeś chłopcze? – prawie wysyczałam ostatnie zdania. Po skończonej wymianie zdań poszłam do kuchni.
-Brawo Zayn – warknął Lou. Po chwili wszedł do kuchni i cicho zaczął mówić. – Mils przepraszam za niego! Nie wiedziałem, że wyjedzie z takimi tekstami.
-Spoko Lou. Po sprawie.- poklepałam go po ramieniu, mimo że ciągle byłam wściekła- Chcesz budyń?
- Serio już po sprawie? Pojedziesz w trasę? I tak chce budyń ale waniliowy.
- Ej powiedziałam tylko, że już po sprawie a nie że gdziekolwiek jadę! Nie mam ochoty gdziekolwiek jechać z nimi!
-Oj no weź! Miley. Zrozum ktoś musi nam pomóc! Proszę! – zrobił minę kota ze Shreka, bo wiedział że to zawsze na mnie działa
-Lou! Nie nalegaj! – starałam się być nieugięta.
-To chociaż obiecaj, że to przemyślisz!
-Nawet jeśli bym się zgodziła to przecież jest jeszcze Julia, z którą nie pójdzie Ci tak łatwo.- trafiłam w 10.
-A czy jak uda mi się ją przekonać to pojedziesz z nami?
-Dobra. Umowa stoi! – teraz cała nadzieja w Julii, że jednak się nie zgodzi!
-W takim razie daj mi do niej numer! Załatwimy to od razu!- znów uśmiechnął się Lou.
-Masz. – podałam mu telefon z wybranym numerem do Julii.
-Cześć Julia!  -powiedział radośnie Lou. – Jak to nie wiesz kto mówi… - lekko naburmuszył się  - no Lou! – z telefony zaczęły dobiegać lekkie krzyki – Ej no Julia! To nie tak, że ja ją zostawiłem. – chwila krzyków. – no dobra jednak zostawiłem -  opuścił głowę.- Ale na swoją obronę mam to, że teraz chce się jej zrekompensować zabraniem jej w trasę! – Lou ze skupieniem słuchał słów dziewczyny- no wiem, że przyjeżdżasz… dlatego ciebie też zabieramy – cisza- tak. Powiedziała, że jeśli ty się zgodzisz to jedzie. – Lou zaczął chodzić w kółko po kuchni. – Aaaaaa! JULIA! KOCHAM CIĘ NORMALNIE! DZIEWCZYNO JESTEŚ WIELKA! DO ZOBACZENIA!  - krzyczał podekscytowany
-kurwa – przeklęłam pod nosem. Zgodziła się. Ostatni argument upadł. Zawsze jeszcze mogę zacząć symulować jakąś chorobę. Nie. Lou w to nie uwierzy. Zbyt długo nie zna.
-CHŁOPAKI – marchewkowy biegał po całym domu jak szalony. Widząc to przypomniały mi się stare dobre czasy. – MILEY I JULIA JADĄ Z NAMI W TRASE!!!!!!
-Jak to zrobiłeś? – chłopaki nie chcieli uwierzyć w to co słyszą.
-Co on zrobił, że się zgodziłaś? – zapytał Cody, który znalazł się koło mnie nie wiadomo kiedy.
- Zaczęło się od jego miny kota a potem jeszcze telefon do Julii, która się zgodziła na wyjazd. CODY! Czemu ona się zgodziła? Szok. Przecież ja tam zwariuję. Pół roku bez was?! No weź ! – mało brakło a bym się popłakała. Cody złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Staliśmy tak wtuleni w siebie aż nagle usłyszeliśmy jakieś chrząknięcie za nami. To Louis patrzy na nas tym swoim wściekłym wzrokiem z serii „gdyby wzrok mógł zabijać”.
-Mils nie będzie tak źle. Będziecie mieć przerwy. A z resztą ja też jadę w tą trasę i będę grał jako support. – powiedział uśmiechnięty
- I MÓWISZ MI TO DOPIERO TERAZ?! Jesteś okrutny – Cody wybuchnął śmiechem a Louis dalej stał koło nas z tą swoją miną.
- Okej ferajna. Chyba już czas zjeść kolację?  - zapytałam jak gdyby nigdy nic. – to co? Może pizza? Co wy na to?
-Mi się podoba ten pomysł. – powiedział Harry patrząc prosto w moje oczy. Jego szmaragdowe oczy idealnie pasowały do loczków.
- Lou wyciągaj telefon i zamawiaj!
Po godzinie przyjechały 4 pizze, które jedliśmy opowiadając sobie śmieszne historie. Polubiłam chłopaków. Może ta trasa to nie taki zły pomysł?
___________________
Przepraszam, że zajęło mi to tyle czasu ale musiałam zakończyć opowiadanie na Pingerze. Teraz praca nad "I won't let you go" rusza pełną parą! Do napisania :)

xoxo W.

2 komentarze:

  1. Mi się bardzo podoba, chce kolejny odcinek:* .:Ta co buja w obłokach:.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahaha z tym pudlem GENIALNE czekam na następne :P

    OdpowiedzUsuń